"Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą."
- Joanne Kathleen Rowling
□■□
Każdy musi przeżyć w swoim życiu mniejszy czy większy rodzaj szoku. Niektórzy ciągle są zaskakiwani przez życie, inni rzadziej.. Ale mimo wszystko każdy musiał takiego uczucia w swoim życiu doznać. Nie ważne czym ono było spowodowane, miłością, zawodem czy nagłym zwrotem akcji. Każdy w takiej sytuacji może czuć się podobnie lub całkowicie inaczej.
Rowena w takiej właśnie chwili odczuwała swój rodzaj szoku. Stała tak patrząc się na obcego mężczyznę niepewnym wzrokiem. Myśli kłębiły jej się w głowie, sparaliżowana stała nie wiedząc co zrobić. W pierwszej chwili przemknęło jej przez myśl, żeby uciec przez te same drzwi, którymi weszła, ale zauważając u mężczyzny wystającą z kieszeni różdżkę, zrezygnowała. Czuła narastającą gulę w gardle. Mężczyzna widząc niepokój dziewczyny uśmiechnął się lekko po czym zszedł dwa schodki niżej, tym samym zmniejszając lekko odległość między nimi. Odruchowo cofnęła się wpadając na drzwi. Co z tego, że ma różdżkę, skoro nie może jej używać? Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni, przypominając sobie, że rano schowała tam nożyk do otwierania listów. Złapała za szmaragdową rękojeść i zacisnęła na niej smukłe palce szykując się do ataku. Na wszelki wypadek.
- Po co te nerwy? - odparł basem schodząc kolejny schodek w dół, przez cały czas trzymając ręce w spodniach od garnituru, szytego na miarę.
- Co ty tutaj robisz? - powiedziała mocniej zaciskając nożyk w pięści - Kim TY jesteś?
- Ja? - zapytał schodząc w dół. Dzieliło ich zaledwie kilka kroków - Niewiele wiesz, co?
- Ja... co?
- Jesteśmy rodzeństwem... no przyrodnim, ale to i tak zawsze coś. - powiedział.
- Co-o? Ale.. jak? - popatrzyła na niego z mieszanką zaskoczenia, ale także i wściekłości. Podszedł do niej i wyciągnął nożyk z jej dłoni. Nie zorientowała się nawet kiedy odszedł znowu na bezpieczną odległość bawiąc się jej "bronią".
- Musimy sobie wiele spraw wyjaśnić - powiedział znikając w salonie. Chcąc nie chcąc ciekawość kazała jej pójść za nim.
□■□
Siedziała na brzegu małego stawu. Po długiej rozmowie wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Nie mogła powstrzymać łez, które płynęły krwawą posoką po policzkach, zostawiając czerwone plamy tam gdzie skapywały.
Patrzyła przed siebie oplatając ciasno nogi ramionami. Mimo lata, w nocy było dość chłodno. Chłodny wiatr rozwiewał jej włosy, które pod wpływem blasku księżyca wydawały się jeszcze bardziej srebrzyste. Gwiazdy jasno świeciły, próbując dodać jej otuchy. Nocne niebo starało się być z nią, kiedy innych brakowało.
Jak fatalnie można się czuć, odkrywając, że przez całe swoje życie to kłamstwo? Co było prawdą? Czy ktoś kiedykolwiek był z nią szczery? Pytania kłębiły się w jej głowie, przyćmiewając zdrowy rozsądek. Życie jest dla niej brutalne... ale miało być gorzej. Czuła w kościach napływające zło. Więc może przyrodnie rodzeństwo, aż takie złe nie jest? Mogło być chyba gorzej, prawda?
Nagle niebo przecięła długa błyskawica. Była czerwona, co świadczyło o jej nienaturalnym pochodzeniu. Obok Roweny, dokładnie w tym samym miejscu uderzenia pioruna, zmaterializowała się koperta, czerwona niczym krew z czarną pieczęcią. Drżącymi palcami musnęła ją delikatnie czując jeszcze ciepło. Wzięła kopertę do rąk i zrywając pieczęć wyciągnęła z niego list. Mała karteczka, na której były naskrobane piórem kilka słów. Kilka słów, które zmroziły krew w jej żyłach.
"Śmiertelny Nokturn 12, 19:59"
W jej oczach na nowo błysnęły łzy. Nie wierzyła w przypadki. A tym bardziej nie w tej chwili. Nie była głupia, żeby nie pojąć aluzji. "12, 19:59". Dokładnie jak data śmierci jej ojca. 12 grudnia 1995.
Wstała i udała się w stronę dworku. Nie mogła się spóźnić. Wiedziała jakie będą jej konsekwencje i nie zamierzała przechodzić przez to kolejny raz. Dodatkowo, nie mogła jeszcze się teleportować, nie osiągnąć pełnoletności. Musiała sobie radzić sama. Jak zawsze.
□■□
Stała przed wskazanym budynkiem. Spotkanie Śmierciorzerców odbyło się szybko. Dostała jedynie wskazówki, gdzie ma się udać i wyeliminować "obiekty". Dokładnie trzy. Troje niewinnych ludzi miało dzisiaj stracić życie, aby ona mogła dowieść Czarnemu Panu, iż jest godna zaufania. Musiała się postarać.
Mark Simons. "Obiekt numer 1". Mugol w podeszłym wieku. Kilka lat temu stracił żonę w wypadku. Teraz miał się z nią spotkać w zaświatach. Weszła cicho do piętrowego domku, oknem, które jako jedyne było otwarte. Przeszła przez kuchnię i korytarz zmierzając do celu, którym był jego pokój. Stanęła przed drzwiami do sypialni mężczyzny. Drzwi były lekko uchylone, dzięki czemu łatwiej się jej udało wślizgnąć do pomieszczenia. Zwinnymi krokami podeszła do łóżka zajmowanego przez ofiarę.
Spał mocnym snem, odwrócony do niej plecami. Rowena chwyciła rękojeść sztyletu, leżącego idealnie w kieszeni jej sukni. Przyjrzała się broni lśniącej dzięki blasku księżyca. Wzięła głęboki oddech i szybkim ruchem podziela mężczyźnie gardło, robiąc długie i głębokie cięcie, szczególnie przy tętnicy. Z srebrnego sztyletu kapały pojedyncze czerwone krople. Popatrzyła na zwłoki mężczyzny i wyszła z obcego domu. W jej głowie było wyryte słowo, które miało ją prześladować przez jeszcze długi czas... "Morderca".
□■□
Leżała w wannie, do połowy wypełnioną lodowatą wodą. Sztyletem, którym odebrała życie trzem osobom, zrobiła sobie trzy długie rany na udach. W najbardziej niewidocznym miejscu. Trzy rany mówiące o trzech zabitych osobach. Woda była zabarwiona na czerwono, od krwi. Niewinnej krwi przelanej w niemej wojnie. Krwi, która stała się jej przekleństwem.
Była ubrana kompletnie. Tak jak wyszła. Jedyne co zdjęła do pelerynę i ciężkie buty. Płakała, przez co więcej krwi kapało do wody. Juz nie była niewinna.
Usłyszała cichy trzask, towarzyszący przy otwieraniu drzwi. Ktoś próbował się dostać do łazienki. Pukał, klnął, ale to nic nie dało. Zamek w końcu puścił, dzięki Alohomorze. Mężczyzna wkroczył do łazienki, gdzie zastał ją całą we krwi. Nie martwiła się co pomyśli, bo ją to nie obchodziło. Chciała pamiętać. Chciała zostać chociaż w jakiś sposób ukarana, za okrucieństwo jakiego się dopuściła. Sama powinna zginąć. Powinna za to umrzeć.
Chłopak wziął ją na ręce i zaniósł na jej łóżko, z białą pościelą, którą teraz zabarwiała gdzieniegdzie czerwona ciecz. Chciał ją uleczyć czarami, lecz się nie zgodziła. To jej wina i musi ponieść konsekwencje.
- Co ty, do jasnej cholery, robisz? - zapytał. Widać było jego troskę w oczach. Zastanawiała się dlaczego, skoro znali się od niedawna? Chłopak nie usłyszawszy odpowiedzi usiadł ciężko obok niej, przeczesując prawie czarne włosy.
- Nie rób tego. To przez to wszystko? Przez tą rozmowę?
- Ja.. nie... - zaprzeczyła stanowczo. Nie zamierzała się jednak tłumaczyć. Po co go obciążać? Zapewnie i tak by nie zrozumiał. Milczenie jest lepsze. Może i jej dusza przez to krwawi, ale jego już nie musi. Mimo tego że znali się zaledwie kilka godzin, wiedziała, że on nie chce dla niej źle. Gdyby tak było, zapewne już dawno by się tak stało.
Odpędziła źle myśli i lekko potrzasnęła głową. Chłopak zawahał się przez chwilę, napiął mięśnie, jakby chciał ją przytulić, ale tego nie zrobił. Łza spłynęła jej po policzku, kreśląc krwawy wzór.
- Co ci jest? - zapytał widząc jak płacze krwią. Czy to było wszystko realne? Klątwa rzucona na nią już dawno, nigdy nie osłabła. Za każdym razem gdy płakała z jej oczu spływały łzy w formie krwi. Nie mogła na to nic poradzić. Szukała pomocy u najlepszych czarodziei, lecz żaden nie potrafił jej pomóc, nie narażając przy tym swojego, jak i jej zdrowia.
- Tak to jest, kiedy zaszkodzisz niewłaściwej osobie. - odparła wybierając łzę. Mówi się trudno.
- Powiesz mi? - zapytał z nadzieją w głosie. Spojrzała na niego. Zaskoczyła ją jego szczerość i błysk zrozumienia. W oczach malowało mu się ciekawość, ale także i współczucie. I coś jeszcze.. coś czego nie mogła rozszyfrować.
"Jak chce wiedzieć, proszę bardzo", pomyślała i opowiedziała mu kim jest. Chłopak nie wydawał się szczególnie zaskoczony albo przestraszony. Jego oczy przez cały czas wskazywały współczucie. Miała już dość ludzi, którzy jej współczuli. Żałowali jej, ale po co? To jej wybór, to wybór jej rodziców. Nikt w tym nie zawinił, więc po co oni wszyscy jej współczuli?
Po rozmowie usnęła obok czuwającego nad nią starszego brata.
□■□
Witam po dość długiej przerwie :D
Przepraszam was, za tak długą nieobecność, ale ostatnio zabłądziłam w krainie "Braku Weny" i jakoś ciężko było mi się odnaleźć :/
Posty powinny się ukazywać (od teraz) w miarę regularnie (czyli tydzień lub 2)
Życzę miłego dnia/nocy!
Będzie mi bardzo miło, jeżeli Skomentujesz :D
Komentarze, wszelkiego rodzaju mile widziane ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz