środa, 16 marca 2016

Rozdział 9.

" Till it happens to you
You don't know how it feels
How it feels
Till it happens to you
You won't know
It won't be real
No, it won't be real
Won't know how it feels"

"Dopóki ci się to nie przydarzy
Nie wiesz jakie to uczucie
Jakie to uczucie
Dopóki ci się to nie przydarzy
Nie będziesz wiedział
To nie będzie (dla ciebie) rzeczywiste
Nie, nie będzie rzeczywiste
Nie będziesz wiedział jakie to uczucie"*

□■□

   Stała nad chłopakiem, zmieniając mu okłady na zakrwawionych plecach. Po powrocie zemdlał z bólu. Rovena czuwała przy nim już ładnych parę godzin, sama, gdyż Nietoperz udał się po jakieś eliksiry. Oczy jej się powoli zamykały ze zmęczenia.
  Kiedy skończyła, usiadła obok niego. Pusty wzrok miała utkwiony w ścianie. W jej oczach błyszczały łzy. Łzy bezsilności. Wiedziała, jaki ból czuje. Jej serce codziennie pękało w taki sposób, jak bat masakrował jego ciało. Chciała iść spać, ponieważ nie spała od kilku dni, lecz bała się zamknąć znowu oczy. Zatracić się w ciemności, słyszeć kolejne krzyki, widzieć twarze wykrzywione w bólu. Nie chciała widzieć krwi i tego słowa, zagłuchającego wszelkie wrzaski. Wyrytego w jej głowie wielkimi literami, spływającymi krwią. Krwią niewinnych przelanych w tej niesprawiedliwej, niewypowiedzialnej wojnie. Niema bitwa zabija wszystkich, nawet tych, którzy nie są niczego świadomi.
  Odwróciła wzrok od pustego punktu i skierowała ją na twarz chłopaka, który miał otwarte oczy. Patrzył na nią zaskoczonym wzrokiem. Mrugnęła kilka razy, przepędzając łzy i wstała. Odsunęła krzesło pod ścianę. Nie wiedziała co ma robić. Była zagubiona. Osamotniona.
   - Black? - usłyszała cichy jęk. Podeszła do chłopaka i wzięła mu z pleców mokry materiał nasiąknięty jego krwią i stopionym lodem. Nawet nie zauważyła, kiedy minęło kolejne kilka godzin nieobecności profesora. Chłopak spróbował wstać, lecz zaraz znowu runął na brzuch.
   - Nie wstawaj. Nie wierć się. Poczekaj chwilę. - powiedziała robiąc przerwy przy kolejnych zdaniach i zabierając z jeho pleców namokły materiał. Podeszła do zlewu, który stał w rogu małego pokoju. Wyżmała większość cieczy z tkaniny, po czym podeszła to lodówki i nabrała lodu, który zawinęła znowu w tą samą tkaninę. Poszła do blondyna, który cały czas się jej przyglądał, po czym delikatnie położyła mu opatrunek za plecy. Usłyszała jęk ulgi.
  - Pewnie jesteś głodny - powiedziała, odchodząc kończąc. Podeszła do blatu i zaczęła smarować kromki chleba masłem. - Nie ma tu wiele, ale to musi ci wystarczyć. - położyła mu talerz z prowizorycznym posiłkiem na stoliku nocnym, po czym sama zaczęła sprzątać i tak czysty pokój. Chłopak dźwignął się lekko na ramionach, by móc jakoś zjeść. Może i to nie było coś, czego by sobie życzył, ale nie będzie wybrzydzać.
   - Co ty tu robisz? - zapytał mając usta wypchane chlebem. Popatrzyła na niego jakby żartował.
   - Ratuje ci życie, wspólniku.


□■□

   Przez kolejne dwie godziny nie odzywali się do siebie. Ból chłopaka zelżał, lecz nadal czuł okropne pulsowanie.
   Pokój był nie aż tak mały, lecz największy tez nie był. Ściany były w kolorze brudnej bieli, najprawdopodobniej kolor pod wpływem czasu przestał być biały. Pokój, wyglądem przypominał bardziej kuchnię z wstawionym łóżkiem i szafką. Możliwe, że właśnie tak było. Po prawej stronie była meblościanka, która była w odcieniach szarości z wmontowaną w te meblościankę, białą lodówką. Na środku pokojo-kuchni stał kwadratowy stół z czterema krzesłami. Nie wiedział co jest za nim, ponieważ nie mógł aż tak odwrócić głowy w pozycji leżącej w dodatku na brzuchu, lecz podejrzewał, że tam są drzwi do łazienki. To pomieszczenie przypominało mu zdjęcia, na których byli szczęśliwi ludzie.
   Przez cały ten czas, obserwował jak dziewczyna krząta się, nie wiedząc co robić. Czyściła blat po wiele razy, zmywała naczynia, które lśniły już lśniły czystością lub zamiatała podłogę, na której już nie było ani jednego pyłka kurzu. Musiała się czymś zajmować.
   Malfoy widząc jej zmagania, nie mógł wytrzymać. Z towarzyszącym mu piekielnym bólem, wstał, aczkolwiek z trudem. Rovena nawet nie zauważyła, ponieważ była odwrócona do niego tyłem czyszcząc naczynia, a po pomieszczeniu rozbrzmiewała melodia płynąca z mugolskiego radia. Musiał przyznać, że nie była najgorsza, a nawet ciekawa.
   Podszedł od tyłu i chwycił ją za ręce, którymi szorowała właśnie patelnie.
   - Co robisz?! - pisnęła wypuszczając z rąk patelnie i gąbkę, która ją czyściła. Obejmując ją od tyłu, chwycił jej dłonie i wyszeptał do ucha:
   - Spokojnie, spokojnie... po prostu przestań to czyścić i odpocznij.
   Zaskoczona tymi słowami i jednocześnie zdenerwowana tym, że nie odpoczywa w łóżku, nic nie powiedziała, tylko odwróciła się naprzeciw niego. Patrzyli sobie w oczy. Szukała jakiejś ironii, czy czegoś właśnie w "Malfoyowskim" stylu, lecz nie znalazła nic oprócz szczerej i prawdziwej stanowczości.
   W pewnym momencie usłyszeli donośne chrząknięcie, po czym szybko odwrócili spojrzenia w stronę dźwięku. Czarnowłosy profesor patrzył na tą dwójkę z dziwnym wyrazem twarzy. Dziewczyna poczuła jak rumieńce zalewają jej twarz, następnie aby załamać zakłopotanie odezwała się pierwsza:
   - Masz?
   - Tak. - odpowiedział - lecz brakuje jeszcze jednego. Wybaczcie, że tak długo, ale nie mogłem tak po prostu zniknąć. Wiesz, że nie mogę wam pomagać, bez danego mi rozkazu, a żadnej komendy nadal nie dostałem.
  Westchnęła ciężko, po czym podeszła do Snape'a i wzięła od niego dwie spore torby. Zaniosła na blat i zaczęła rozpakowywać zawartość siatek. Draco czując się lekko niezręcznie z powrotem usiadł na łóżku. Po chwili wahania nauczyciel dołączył się do niego.
   - Jak bardzo jest źle? - zapytała chowając konserwy do lodówki.
   - Kolejna inicjacja. Jutro. - powiedział zrezygnowany. Widać było jego zmęczenie. - Nie musicie na nią przychodzić, wręcz odradzam. Najprawdopodobniej będziecie mieli jutro współlokatora.
   Rovena wyprostowała się jak struna. Z jej rąk wypadł chleb, który właśnie miała schować do wyższej szafki. Wzrok miała nieobecny. Kolejny. Tylko nie to.
   Severus szybko znalazł się przy bratanicy, podniósł chleb, który naszczęście upadł na szeroki blat, schował go, po czym pomógł jej usiąść. Była niczym sparaliżowana. Jej twarz zrobiła się bladsza a włosy siwe jak u staruszki. Oczy były puste. Wyglądała jak obłąkana. Malfoya przestraszył nieco ten widok, lecz idealnie zamaskował szok. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że ona jest metamorfomagiem.
   Snape był przerażony. Malfoy nie wiedział dlaczego. Skoro ona ma taką naturę, to chyba normalne, że potrafi zmieniać kolor włosów? Jednak coś tu nie grało. Jej usta zrobiły się nagle sine, tęczówki zlały się prawie z białkiem a policzki pokryły się siateczkami fioletowych i niebieskich, prześwitujących przez skórę żył. Nietoperz zaklął siarczyście, po czym uklękną przed nią.
   - Rovena, obudź się, obudź się, obudź się... - szeptał, lecz to nie dawało żadnego efektu. - "Surge, et egredere de hoc mundo, venit ad nos. Roveno, venit . Expergiscitur a tantibus."**
   Malfoy patrzył na to wszystko przestraszony. Nie wiedział co zrobić. A gdyby to się stało, gdyby nie było tutaj Snape'a? Co on by zrobił? Jak to się mogło stać, że w jednej chwili wszystko jest normalne, a w drugiej omało nie umiera dziewczyna?
  Po dość długim oczekiwaniu zauważył, że powoli wraca do normy. Usta znowu były w normalnym kolorze, kolory wróciły jej na twarz a włosy zaczęły wracać do normalnego koloru. Chwila. Nie był normalny. Włosy przybierały ciemnorudy odcień, a jedna tęczówka oka, zmieniła się w intensywną zieleń. Ten widok trwał tak jeszcze przez chwilę, poczym zaczął się zmieniać w zwykły, taki jaki widział ją zawsze.
   - Przepraszam - wyszeptała, po czym jakby nigdy nic wstała, uścisnęła krótko Snape'a i wróciła do przerwanej czynności. - Więcej się to nie powtórzy. - dodała chowając eliksiry do szafki.
   - Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz dotrzymać. Ostatnim razem też tak mówiłaś. Coraz trudniej jest mi cię wzbudzić. Pewnego dnia możesz już nie wrócić. - powiedział cicho. Widział jak przymyka oczy.
   - Czy ktoś mi może wytłumaczyć co tu się, do jasnej cholery, dzieje?! - krzyknął Malfoy. Spojrzeli na niego, przypominając sobie o jego obecności. Rovena wzięła głęboki oddech, po czym podeszła do chłopaka z eliksirem.
   - Połóż się - powiedziała, trawie że szeptając.
   - Kuszące, lecz nie skorzystam - odparł chłopak. Rovena tylko przewróciła oczami.
   - Musze ci wsmarować w plecy ten eliksir znieczulający, chyba że wolisz nieznośny ból. - powiedziała stanowczo, zrywając jego zaczepkę. Malfoy zrezygnowany położył się na brzuchu. Rovena usiadła obok i zaczęła wmasowywać delikatnie eliksir.
   - Wytłumaczy mi ktoś co tu się na Merlina wydarzyło? - zapytał. Musiał przyznać, że przyjemnie było mu tak leżeć i być masowanym. Miło.
   - Rovena jest... chora. Tak jakby. - powiedział profesor patrząc na dziewczynę. Ona odpuściła, w końcu wiedziała, że kiedyś to się wymknie spod kontroli i ktoś się o tym dowie. Mimo, iż nie chciała aby akurat tą osobą był Malfoy, ale przez ostatnie wydarzenia zobojętniała. Były ważniejsze sprawy.
   - Twoja kochaniutka ciotunia rzuciła na mnie klątwę, która w połączeniu z moim... darem, cóż... jak widać wyszła jeszcze gorzej, niż tak naprawdę miała - powiedziała. Nie wiedziała dokładnie jaką klątwę na nią rzuciła, ale najprawdopodobniej była to jakaś zakazana, niedostępna magia. Po tym zaklęciu miała widzieć cierpiące duszę w równoległym świecie lub okrutną przyszłości. Wyszło na to drugie, co w połączeniu z jej "wewnętrznym okiem" i efektami specjalnymi, czyli metamorfomagowymi umiejętnościami, dało to opłakany finał.
   - Do mojej głowy czasami silnie pchają się wizję przyszłości lub przeszłości, czasami także i teraźniejszości najczęściej tej okrutnej. Przeważnie jest tak, że mój "dar" nawiedza mnie podczas snów, ale to i tak zdarza się nie rzadziej niż 2-3 razy na miesiąc, dwa.. ale ostatnio zdarzyło mi się to za dnia. Za dnia nie mogę się wybudzić. To tak, jakbym spała z otwartymi oczami. Jak śpiączka. To choroba. - skończyła, po czym wstała, zakorkowała butelkę z eliksirem i odłożyła do szafki.
   Malfoy nie wiedział co powiedzieć. Wiedział, że Bellatrix jest okrutna, i że z nią nie ma przelewek. Cieszył się, że jest jej siostrzeńcem, gdyż to dawało mu "immunitet". Nigdy nie podniosła na niego ręki, zawsze był przez rozpieszczany. W brew pozorom, była dość miłą osobą, kiedy miała z nim do czynienia. Może dlatego, że nie miała własnych dzieci. Nie mogła ich mieć. Ale gdyby Czarny Pan kazał jej go wychłostać, zapewne by to zrobiła. Była podatna na jego rozkazy.
   Nie wiedział co myśleć o Rovenie. Może jednak nie powinien się był z niej naśmiewać? Spuścił wzrok.
   Rovena czuła się niezręcznie mówiąc Malfoyowi o tym. To wstyd, przyznając się wrogowi o swoich słabych punktach. Chociaż, czy on nadal był jej wrogiem? W sumie jechali na tym samym wózku, dodatkowo ona w ostatnim czasie ciągle się nim opiekuje. Sama nie wiedziała co o tym myśleć.
   - Więc.. - przerwał niezręczną ciszę profesor - można wiedzieć co widziałaś?
   Rovena wyprostowała się gwałtownie i upuściła talerz, który wyciągała z szafki. Ten rozbił się na milion kawałków. Malfoy zerwał się na nogi w tym samym czasie co Snape. Severus podszedł do dziewczyny, próbując ją namówić aby ta usiadła.
   - Nie! - krzyknęła, co nie było w jej stylu - Przepraszam... zaraz to posprzątam. - już miała wziąć miotłę, gdy Malfoy złapał ja za ramiona i zaciągnął na łóżko. Dziewczyna była przestraszona. Miała łzy w oczach. Po jej zachowaniu, można było stwierdzić, że raczej to nie była przyjemna wizja.
   Nieobecny wzrok utkwiła w swoich dłoniach, pokrytymi drobnymi skaleczeniami z paznokciami pokrytymi czarnym, błyszczącym lakierem. Malfoy usiadł obok niej. Snape patrzył na nią z zaciśniętą szczęką i miotłą w ręce. Wyglądało to komicznie, lecz w tym momencie nikt nie zamierzał się śmiać.
   - Jeżeli nie chcesz, nie mów. - po kilku minutach, kiedy już Snape pozamiatał podłogę (w mugolski sposób) przerwał niezręczną ciszę - Ale wiesz przecież, że może nam to się przydać.
   Usiadł ciężko na krześle cały czas patrząc na nią z nadzieją. Malfoy nie wiedząc co robić zaczął przeczesywać włosy.
   - A ty wiesz, że nie należy wtrącać się w historię. Zmienianie jej może pociągnąć za sobą wiele zmian, nawet ofiar. To moje koszmary, moje przekleństwo, ty nie musisz znać ich treści, nie musi być ci ciężko na sercu, wiedząc o czyjejś nagłej śmierci i nie mogąc jej zapobiec. Nie wiesz jak to jest, kiedy patrzy się na to z boku. Nie wiesz jak to jest widzieć cierpienia bezbronnych ludzi i nie potrafiąc temu zapobiec, tak samo jak zapobiec wojnie. Złe czasy nadchodzą. Bitwa jest nieunikniona, tak samo jak straty. - po jej policzku popłynęła krew. Zanim Draco zdołał jakoś zareagować, dziewczyna znikła za drzwiami łazienki.
   Ból wypełnił jej wnętrze. Oparła się o ścianę. Nie mogła przestać myśleć o twarzach, niewinnych twarzach zasługłych w niemym przerażeniu, które już nigdy więcej nie miały uśmiechnąć się. Martwych, znajomych rysach osób. Przeszłość zlewała się z przyszłością. Wszystko na raz napierało do jej głowy. Niesamowity ból uderzył ze zdwojoną siłą. Nie chciała spać, ponieważ nie chciała widzieć kolejnych słychać omenów. Jednak zmęczenie po nieprzespaniu 72 godzin zwyciężyło. Leżąc na podłodze, skulona Rovena zasnęła.







□■□
Lady Gaga - Till it happens to you  ← cytat z piosenki ^^
** (z łac.) " Zbudź się, opuść tamten świat, wróć do nas. Roveno, wracaj. Wybudź się z koszmaru."


□■□
Witam serdecznie! 
Kolejny rozdział (już 9!♡) za nami. Mimo lekkiego poślizgu oraz niezbyt satysfakcjonującej długości tekstu, mam nadzieje, ze się podobało i tym razem znajdę jakieś komentarze pod postem :') 
Całusy :*


czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 8.

"Pytasz: „co to jest życie”? To tak, jakby ktoś zapytał: „co to jest marchew”? Marchew - to marchew, i więcej nic nie wiadomo." 
- Anton Czechow

□■□

   Siedziała z niecierpliwością czekając na list. Nie wiedziała czemu się tak bardzo martwi. To była zwykła formalność. To nie chodziło o nią. Chyba. Spokojnie wzięła głęboki oddech. Potem odetchnęła i tak kilka razy. Miała nadzieję, że to pomoże jej się uspokoić, lecz na nic.
   Owinęła się szczelniej jasnoszarym kardiganem przy nagłym powiewie zimnego wiatru. Starała się nie myśleć o tej całej sytuacji, lecz im bardziej się starała, tym bardziej jej to nie wychodziło. Czekała na schodach, mimo późnej godziny. Targały nią nerwy.
   - Tylko spokojnie, tylko spokojnie. - szepnęła sama do siebie próbując opanować nerwy.
   Nagle usłyszała cichy skrzek sowy, której nie potrafiła zlokalizować na tle nocnego nieba. Nie zorientowała się kiedy sowa podleciała do niej i zrzuciła list. Teraz kiedy otrzymała wiadomość, po tak długim wyczekiwaniu, bała się zobaczyć zawartości koperty. Przymknęła oczy, jeżdżąc palcem po papierze. Dlaczego było jej tak trudno?
   Wdech i wydech. Wdech i wydech. Spokojnie, lekko drżącymi dłońmi zerwała czerwoną pieczęć i wyciągnęła list.

   "Do Roweny Amortencji Inès Black
   Miniejszym mam przyjemność przekazać pannie wielce radosną informację, iż w naszych szeregach przybywa ochotników. Jutro, dokładnie o 22:30 odbędzie się inicjacja, nowego, bardzo ważnego członka, który pragnie poświęcić się, tak jak my, posłudze Czarnemu Panu. Osoba ta, jest równa wieku panienki, więc przez pierwsze miesiące posługi nowicjusza, będzie panienka z nim współpracować i go strzec. 

Oddany sługa Czarnej Jegomości, 
Pascal Enzo Pierre "

   Jutro uroczyście miało się zacząć przedstawienie.

□■□

    Szła spokojnie przed zamaskowanymi Śmierciożercami, idealnie maskując wszelkie okruchy emocji. Zmierzali do celu - miejsca inicjacji Nowego. Perfekcyjnie jeden za drugim szli w milczeniu. Przez maski i naciągnięte duże kaptury, które zasłaniały prawie całą twarz nie dało się nikogo rozpoznać.
    Po kilku minutach marszu dotarli na polanę. Rovena rozejrzała się dookoła. Nie. To nie była polana. To był stary, zaniedbany cmentarz z sypiącymi się, ledwie widocznymi nagrobkami. Mimowolnie poczuła przechodzący przez nią dreszcz. Poznała to miejsce. W tym samym miejscu ona przechodziła ten sam koszmar. To było dziwne, ponieważ z tego co wiedziała większość Śmierciorzerców przechodziło obrzędy inicjacji tam, gdzie zostali pochowani jego bliscy. Tylko w kilku przypadkach, czyli pierwszych członków, Roveny oraz tego Nowego, obrzęd inicjacji był właśnie na tym cmentarzu.
   Stanęli jeden obok drugiego tworząc wielki okrąg. Nie miała pojęcia kto będzie musiał przejść przez ten horror. Wiedziała tylko, że to chłopak z Hogwartu i najprawdopodobniej z jej rocznika. Wiedziała także, że ma zostać jego wspólnikiem lub opiekunem, różnie mówili.
   Nagle usłyszała charakterystyczny trzask towarzyszący każdej teleportacji i zobaczyła Lorda, za którym szedł chłopak w czarnej pelerynie. Zatrzymali się w środku okręgu, po czym Lord zaczął chodzić dookoła patrząc na każdego Śmierciożercę z osobna.
   - Moim poddani - zaczął donośnym głosem - dzisiaj zebraliśmy się tutaj, aby powitać naszego nowego brata w naszych szeregach. Oddani mi słudzy, powitajcie Dracona Lucjusza Malfoy'a! - po tych słowach, za sprawą różdżki Voldemorta, kaptur opadł na plecy Malfoy'a odsłaniając jego twarz. Jego twarz była wyprana z wszelkich uczuć.
    Voldemort krążył cały czas dookoła, przystając przy kolejnych sługach. Psychopatyczny uśmiech je schodził mu z twarzy. Niektórym ściągał maski. Nawet nie drgnęła, kiedy stanął przed nią. Przyglądał się jej dłużej niż innym, zapewne chciał wyczuć u niej strach. Potem odszedł dalej a kiedy skończył podszedł do Malfoy'a i zaczął się dziwnie śmiać. Wszystkim, którym zerwał maski z twarzy, nagle odrzuciło do przodu. Zaczęli jęczeć z powodu tak silnego zderzenia z ziemią.
    Starała się zachować powagę. Wiedziała, że to jakiś test. I osoby leżące na ziemi właśnie go przegrały. Riddle kilka razy powtarzał tą czynność, aż bohaterowie spektaklu byli wystarczająco poturbowani.
   - Zawiodłem się na nich! - krzyknął Czarny Pan na cały głos, by każdy dobrze go słychać.- Przegrali walkę z własnym cieniem! Czuć od nich strach na kilometr! Każdego będzie spotykał taki los, kiedy poczuje zwatpienie w moją osobę!
   Niektórych trzeba było wywlekać z okręgu, ponieważ mieli połamane kości lub byli nieprzytomni. Gdzieniegdzie, pomimo mroku, który rozprzaszały jedynie kilka pochodni widać było ślady krwi. Ceremonia się rozpoczęła.
   W środku okręgu, nagle buchnął ogromny ogień, który podtrzymywany był przez różdżki Śmierciorzerców, oprócz niej, gdyż poza Hogwartem nie mogła używać magii póki nie ukończy 17 lat. Voldemort podszedł do Dracona, który zdjął wcześniej pelerynę. Uścisnęli sobie dłonie, wokół których pojawiła się cienka wstążka światła.
   Zamarła. Zapomniała o przysiędze wieczystej. Jej serce zmarło. Mimo że nie byli w dobrych stosunkach, nawet najgorszemu wrogowi nie życzyła składać przysięgi wieczystej, a tym bardziej komuś takiemu, jakim jest Tom Marvolo Riddle. Najgorsze było przeczucie, które mówiło jej, że ona niedługo też będzie musiała taką przysięgę złożyć, może nawet nie jedną.
   - Czy ty, Dracon Lucjusz Malfoy, przysięgasz służyć mi i wypełniać zadane przeze mnie rozkazy?- zapytał Lord, nie skrywając uśmiechu satysfakcji.
   - Przysięgam - powiedział Dracon donośnym, lecz niepewnym głosem. Wiedziała, że ma obawy. Każdy je miał.
   - Przysięgasz być lojalnym sługą, służącym tylko i wyłącznie mojej osobie?
   - Przysięgam. - po słowach potwierdzenia Voldemort wypuścił rękę młodego Malfoy'a, złapał różdżkę i wbił ją w lewe przedramię chłopaka. Zaczął szeptać tylko sobie znane zaklęcie, po czym na skórze chłopaka zaczął pojawiać się znak w kształcie czaszki, z której wchodzi wąż. Widać było, że czuje ból. Zacisną szczęki i napiął mieście. Ból był niewyobrażalny. Wiedziała doskonale, przez co on przechodzi.
   Po skończonym dziele, Czarny Pan odsunął się od chłopaka. Usiadł na "tronie", który nie wiadomo kiedy pojawił się na polanie i czekał na widowisko. Do chłopaka podeszło dwóch mężczyzn, rozdzierając mu koszulę. Inni za pomocną czarów, niedaleko wielkiego ogniska wyczarowali pręgierz, do którego go przywiązali.
   Inicjacja była surowa, jako przestroga, że Voldemort jest potężny i nie mogą mu się postawić. Bardzo rzadko sam wymierzał kary, ale jak już to robił, to człowiek najczęściej modlił się o śmierć. Rytuał ten, miał także na celu uodpornić inicjowanego na ból. Każda osoba inicjowana, miała otrzymać 7 symbolicznych uderzeń w plecy, najczęściej batem lub biczem. Po chłoście, najczęściej dostawało się jeszcze kilka Cruciatusów, a ich liczba zależała od twojego krzyku.
   Jak było w "tradycji" inicjacji, biczować miała najbliższa rodzina i zaufani słudzy. Tak więc pierwszy bat, który miał spocząć na plecach chłopaka, należał do Lucjusza Malfoya. Rovena odwróciła wzrok, by nie patrzeć na wyraz bólu na twarzy blondyna. Za każdym razem słyszała nieprzyjemny trzask kiedy bat zderzał się z ciałem. Nie patrzyła. Zamknęła oczy i czekała na koniec idiotycznego przedstawienia.
   Przez dłuższy czas nie słyszała żadnych dźwięków, oprócz cichych jęków Malfoya. Podniosła wzrok i zobaczyła Lorda zmierzającego w jej stronę. Na twarz przybrała znowu maskę obojętności i czekała. Ten tylko spokojnie wręczył jej bat i wskazał na cierpiącego chłopaka. Tego się nie spodziewała. Podeszła do pręgierza, do którego był przywiązany. Popatrzył na nią stalowymi oczami. Nie mogła z nich nic wyczytać.
   Podeszła od tyłu. Wzięła głęboki oddech. Jego plecy były zmasakrowane. Jego skóra była postrzępiona, widać było gołe mięśnie a gdzieniegdzie nawet i kości, krew ciekła po zniszczonych plecach. Wypuściła powoli powietrze z płuc i zamachnęła się, tak, aby cios nie był za mocny, ale na taki by wyglądał.
   Obrażenia na jego plecach, nie wyglądały, aby było ich 7. Musiał być katowany. Wiedziała, że pomimo eliksirów i zaklęć, blizny zostaną mu do końca życia.
   Po wszystkim oddała bat Malfoyowi Seniorowi, skłoniła się przed Lordem i kiedy już miała zamiar wrócić na swoje miejsce w kręgu, Czarny Pan wstał i podszedł do niej, wskazując ruchem ręki by została. Odkuli Dracona, po czym kazali stanąć przed nią. Poczuła strach, lecz nie pokazała tego po sobie. Stała tak i musiała patrzeć mu w oczy. Dwóch Śmierciorzerców trzymało go tak, aby stał wyprostowany, choć przychodziło mu to z trudem.
  - Draconie Malfoy - zagrzmiał głos Voldemorta - oto Twoja.. Opiekunka.
   To ostatnim słowie wszyscy wybuchnęli śmiechem. Śmierciożercy rzucili go na Rovenę, a ona zlapała go lekko pod pachy, przytrzymując by nie upadł. Slyszała jego jęki i ciężki oddech. Musiała mu pomóc.
   - Severusie, zabierz ich stąd, a ty - powiedział zwracając się do niej - masz jutro z nim - wskazał na Malfoya - przyjść po wskazówki waszego zadania.
   Po tych słowach, usiadł na swoim "tronie" i patrzył na daremne próby podtrzymywania chłopaka. Snape podszedł do nich, złapał Malfoya pod drugi bok, aby normalnie stanął i w całą trójkę teleportowali się z cichym trzaskiem.

□■□

Witam kochani :)
Także, za nami kolejny rozdział, mam nadzieje, że się podobał :)
Jeżeli znajdą się błędy w tekście to troszę piście a ja postaram się je poprawić (ponieważ nie mam Bety xD) 
Liczę na komentarze :') 
Miłego Dnia/Nocy :* 

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 7.

"Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą." 
- Joanne Kathleen Rowling

□■□

   Każdy musi przeżyć w swoim życiu mniejszy czy większy rodzaj szoku. Niektórzy ciągle są zaskakiwani przez życie, inni rzadziej.. Ale mimo wszystko każdy musiał takiego uczucia w swoim życiu doznać. Nie ważne czym ono było spowodowane, miłością, zawodem czy nagłym zwrotem akcji. Każdy w takiej sytuacji może czuć się podobnie lub całkowicie inaczej.
    Rowena w takiej właśnie chwili odczuwała swój rodzaj szoku. Stała tak patrząc się na obcego mężczyznę niepewnym wzrokiem. Myśli kłębiły jej się w głowie, sparaliżowana stała nie wiedząc co zrobić. W pierwszej chwili przemknęło jej przez myśl, żeby uciec przez te same drzwi, którymi weszła, ale zauważając u mężczyzny wystającą z kieszeni różdżkę, zrezygnowała. Czuła narastającą gulę w gardle. Mężczyzna widząc niepokój dziewczyny uśmiechnął się lekko po czym zszedł dwa schodki niżej, tym samym zmniejszając lekko odległość między nimi. Odruchowo cofnęła się wpadając na drzwi. Co z tego, że ma różdżkę, skoro nie może jej używać? Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni, przypominając sobie, że rano schowała tam nożyk do otwierania listów. Złapała za szmaragdową rękojeść i zacisnęła na niej smukłe palce szykując się do ataku. Na wszelki wypadek.
   - Po co te nerwy? - odparł basem schodząc kolejny schodek w dół, przez cały czas trzymając ręce w spodniach od garnituru, szytego na miarę.
    - Co ty tutaj robisz? - powiedziała mocniej zaciskając nożyk w pięści - Kim TY jesteś?
    - Ja? - zapytał schodząc w dół. Dzieliło ich zaledwie kilka kroków - Niewiele wiesz, co?
    - Ja... co?
    - Jesteśmy rodzeństwem... no przyrodnim, ale to i tak zawsze coś. - powiedział.
    - Co-o? Ale.. jak? - popatrzyła na niego z mieszanką zaskoczenia, ale także i wściekłości. Podszedł do niej i wyciągnął nożyk z jej dłoni. Nie zorientowała się nawet kiedy odszedł znowu na bezpieczną odległość bawiąc się jej "bronią".
    - Musimy sobie wiele spraw wyjaśnić - powiedział znikając w salonie. Chcąc nie chcąc ciekawość kazała jej pójść za nim.

□■□

   Siedziała na brzegu małego stawu. Po długiej rozmowie wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Nie mogła powstrzymać łez, które płynęły krwawą posoką po policzkach, zostawiając czerwone plamy tam gdzie skapywały.
   Patrzyła przed siebie oplatając ciasno nogi ramionami. Mimo lata, w nocy było dość chłodno. Chłodny wiatr rozwiewał jej włosy, które pod wpływem blasku księżyca wydawały się jeszcze bardziej srebrzyste. Gwiazdy jasno świeciły, próbując dodać jej otuchy. Nocne niebo starało się być z nią, kiedy innych brakowało.
    Jak fatalnie można się czuć, odkrywając, że przez całe swoje życie to kłamstwo? Co było prawdą? Czy ktoś kiedykolwiek był z nią szczery? Pytania kłębiły się w jej głowie, przyćmiewając zdrowy rozsądek. Życie jest dla niej brutalne... ale miało być gorzej. Czuła w kościach napływające zło. Więc może przyrodnie rodzeństwo, aż takie złe nie jest? Mogło być chyba gorzej, prawda?
   Nagle niebo przecięła długa błyskawica. Była czerwona, co świadczyło o jej nienaturalnym pochodzeniu. Obok Roweny, dokładnie w tym samym miejscu uderzenia pioruna, zmaterializowała się koperta, czerwona niczym krew z czarną pieczęcią. Drżącymi palcami musnęła ją delikatnie czując jeszcze ciepło. Wzięła kopertę do rąk i zrywając pieczęć wyciągnęła z niego list. Mała karteczka, na której były naskrobane piórem kilka słów. Kilka słów, które zmroziły krew w jej żyłach.

"Śmiertelny Nokturn 12, 19:59"

   W jej oczach na nowo błysnęły łzy. Nie wierzyła w przypadki. A tym bardziej nie w tej chwili. Nie była głupia, żeby nie pojąć aluzji. "12, 19:59". Dokładnie jak data śmierci jej ojca. 12 grudnia 1995.
   Wstała i udała się w stronę dworku. Nie mogła się spóźnić. Wiedziała jakie będą jej konsekwencje i nie zamierzała przechodzić przez to kolejny raz. Dodatkowo, nie mogła jeszcze się teleportować, nie osiągnąć pełnoletności. Musiała sobie radzić sama. Jak zawsze.

□■□

   Stała przed wskazanym budynkiem. Spotkanie Śmierciorzerców odbyło się szybko. Dostała jedynie wskazówki, gdzie ma się udać i wyeliminować "obiekty". Dokładnie trzy. Troje niewinnych ludzi miało dzisiaj stracić życie, aby ona mogła dowieść Czarnemu Panu, iż jest godna zaufania. Musiała się postarać.
   Mark Simons. "Obiekt numer 1". Mugol w podeszłym wieku. Kilka lat temu stracił żonę w wypadku. Teraz miał się z nią spotkać w zaświatach. Weszła cicho do piętrowego domku, oknem, które jako jedyne było otwarte. Przeszła przez kuchnię i korytarz zmierzając do celu, którym był jego pokój. Stanęła przed drzwiami do sypialni mężczyzny. Drzwi były lekko uchylone, dzięki czemu łatwiej się jej udało wślizgnąć do pomieszczenia. Zwinnymi krokami podeszła do łóżka zajmowanego przez ofiarę.
   Spał mocnym snem, odwrócony do niej plecami. Rowena chwyciła rękojeść sztyletu, leżącego idealnie w kieszeni jej sukni. Przyjrzała się broni lśniącej dzięki blasku księżyca. Wzięła głęboki oddech i szybkim ruchem podziela mężczyźnie gardło, robiąc długie i głębokie cięcie, szczególnie przy tętnicy. Z srebrnego sztyletu kapały pojedyncze czerwone krople. Popatrzyła na zwłoki mężczyzny i wyszła z obcego domu. W jej głowie było wyryte słowo, które miało ją prześladować przez jeszcze długi czas... "Morderca".
 
□■□

   Leżała w wannie, do połowy wypełnioną lodowatą wodą. Sztyletem, którym odebrała życie trzem osobom, zrobiła sobie trzy długie rany na udach. W najbardziej niewidocznym miejscu. Trzy rany mówiące o trzech zabitych osobach. Woda była zabarwiona na czerwono, od krwi. Niewinnej krwi przelanej w niemej wojnie. Krwi, która stała się jej przekleństwem.
    Była ubrana kompletnie. Tak jak wyszła. Jedyne co zdjęła do pelerynę i ciężkie buty. Płakała, przez co więcej krwi kapało do wody. Juz nie była niewinna.
   Usłyszała cichy trzask, towarzyszący przy otwieraniu drzwi. Ktoś próbował się dostać do łazienki. Pukał, klnął, ale to nic nie dało. Zamek w końcu puścił, dzięki Alohomorze. Mężczyzna wkroczył do łazienki, gdzie zastał ją całą we krwi. Nie martwiła się co pomyśli, bo ją to nie obchodziło. Chciała pamiętać. Chciała zostać chociaż w jakiś sposób ukarana, za okrucieństwo jakiego się dopuściła. Sama powinna zginąć. Powinna za to umrzeć.
   Chłopak wziął ją na ręce i zaniósł na jej łóżko, z białą pościelą, którą teraz zabarwiała gdzieniegdzie czerwona ciecz. Chciał ją uleczyć czarami, lecz się nie zgodziła. To jej wina i musi ponieść konsekwencje.
   - Co ty, do jasnej cholery, robisz? - zapytał. Widać było jego troskę w oczach. Zastanawiała się dlaczego, skoro znali się od niedawna? Chłopak nie usłyszawszy odpowiedzi usiadł ciężko obok niej, przeczesując prawie czarne włosy.
   - Nie rób tego. To przez to wszystko? Przez tą rozmowę?
   - Ja.. nie... - zaprzeczyła stanowczo. Nie zamierzała się jednak tłumaczyć. Po co go obciążać? Zapewnie i tak by nie zrozumiał. Milczenie jest lepsze. Może i jej dusza przez to krwawi, ale jego już nie musi. Mimo tego że znali się zaledwie kilka godzin, wiedziała, że on nie chce dla niej źle. Gdyby tak było, zapewne już dawno by się tak stało.
   Odpędziła źle myśli i lekko potrzasnęła głową. Chłopak zawahał się przez chwilę, napiął mięśnie, jakby chciał ją przytulić, ale tego nie zrobił. Łza spłynęła jej po policzku, kreśląc krwawy wzór.
   - Co ci jest? - zapytał widząc jak płacze krwią. Czy to było wszystko realne? Klątwa rzucona na nią już dawno, nigdy nie osłabła. Za każdym razem gdy płakała z jej oczu spływały łzy w formie krwi. Nie mogła na to nic poradzić. Szukała pomocy u najlepszych czarodziei, lecz żaden nie potrafił jej pomóc, nie narażając przy tym swojego, jak i jej zdrowia.
    - Tak to jest, kiedy zaszkodzisz niewłaściwej osobie. - odparła wybierając łzę. Mówi się trudno.
    - Powiesz mi? - zapytał z nadzieją w głosie. Spojrzała na niego. Zaskoczyła ją jego szczerość i błysk zrozumienia. W oczach malowało mu się ciekawość, ale także i współczucie. I coś jeszcze.. coś czego nie mogła rozszyfrować.
   "Jak chce wiedzieć, proszę bardzo", pomyślała i opowiedziała mu kim jest. Chłopak nie wydawał się szczególnie zaskoczony albo przestraszony. Jego oczy przez cały czas wskazywały współczucie. Miała już dość ludzi, którzy jej współczuli. Żałowali jej, ale po co? To jej wybór, to wybór jej rodziców. Nikt w tym nie zawinił, więc po co oni wszyscy jej współczuli?
   Po rozmowie usnęła obok czuwającego nad nią starszego brata.

□■□
Witam po dość długiej przerwie :D
Przepraszam was, za tak długą nieobecność, ale ostatnio zabłądziłam w krainie "Braku Weny" i jakoś ciężko było mi się odnaleźć :/ 
Posty powinny się ukazywać (od teraz) w miarę regularnie (czyli tydzień lub 2) 
Życzę miłego dnia/nocy! 

Będzie mi bardzo miło, jeżeli Skomentujesz :D 
Komentarze, wszelkiego rodzaju mile widziane ^^

piątek, 25 grudnia 2015

Wesołych Świąt !

Każdy już czym prędzej bieży,
 by dołączyć do pasterzy.
 I ja spieszę z życzeniami, 
bo nie mogę być tam z Wami.
 Zdrowia, szczęścia, pomyślności
 i niech dobro wśród Was gości. 
I niech Boga wielka moc na Was spłynie w świętą noc. 

□■□

Są Święta Bożego Narodzenia, czas spokoju, radości, które spędzamy z rodziną. Życzę wam wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, pomyślności, pieniędzy na książki, chłopaka lub dziewczyny, bałwana śnieżnego, więcej czasu wolnego, wytchnienia i przede wszystkim spełnienia najskrytszych marzeń♡

Życzy 
Vipera ♡



niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 6.



"Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć." - Napoleon Bonaparte

□■□

    Szybko minął ten czas. Święta, ferie zimowe, SUM-y aż nadszedł upragniony czas wakacji. *Kto by się nie cieszył?
   Jechali Ekspresem Hogwart do domów. Uczniowie cieszyli się, że odpoczną od nauki, wyjadą może gdzieś za granicę lub co najważniejsze zobaczą rodzinę. Właśnie. Jednak nie wszyscy. Rowena siedziała ze Stephanie w jednym przedziale. Siedziała patrząc smętnie przez okno. Nie mogła tego uniknąć. A dom zbliżał się za szybko...
    Co mogła zrobić? Najchętniej skoczyła by z mostu, wpadła pod rozpędzony pociąg lub powiesiła się na zwykłej sznurówce. Łatwiej planować śmierć niż przyszłość. Nie chciała się zderzyć z rzeczywistością. Nie miała już nikogo. Ani mamy, ani taty. Dziadkowie - Tak samo jak rodzice, od dawna gryzą piach. Rodzeństwa nie miała. A przyjaciele nie zawsze wystarczają...

□■□

    - Będę tęsknić - łkała Stephanie - pisz codziennie.
    - Oczywiście - odpowiedziała jej Rowena. Przytuliła ją czule. Odsunęła się trochę by otrzeć łzę płynącą jej po policzku.
    - Wiesz, że bym Cię zabrała ze sobą, ale rodzice chcą spędzić rodzinne wakacje jeżdżąc po świecie i poznawać nowe kultury. - tłumaczyła się Stephanie trzymając Rowenę za rękaw luźnego, o piaskowej barwie swetra.
    - I tak mam co robić w domu... - odpowiedziała wyrywając rękę spod żelaznego uścisku przyjaciółki. - Rodzice na Ciebie czekają - powiedziała widząc dwójkę znanych jej osób. Blondynka pomachała jej z szatynem, co odwzajemniła usmiechem - to do września?
    - Do września
  Powiedziała Stephanie po czym wzięła walizki i skierowała się razem z rodzicami do wyjścia z peronu 9 3/4. Rozejrzała się dookoła. Nikogo już nie było na peronie, wiec niespiesznie przeszła przez barierę, dzielącą ją między światem czarodziei a Mugoli. Wychodząc zauważyła mężczyznę ubranego na czarno. Stał oparty o kolumnę z napisem Peron 10. Uśmiechnęła się. Jednak nie taki świat zły, ktoś jej został na świecie.

□■□

    Severus Snape toważyszył jej przez całą drogę do domu. Zostawiając ją pod samymi drzwiami domu, wspominając jedynie coś o testamencie ojca. Z niewyraźną miną otworzyła drzwi, które o dziwo były otwarte. Zdziwiła się, bo przecież kto inny miałby klucze do domu? Obejrzała się za siebie i zauważywszy, że wujek ją opuścił postanowiła jednak sprawdzić tajemnicze zajście. Wzięła głęboki wdech. Na wszelki wypadek wyjęła z kieszeni spodni niewielki sztylet, z którym się nie rozstawała się po śmierci ojca. Dla pewności siebie.
   Nacisnęła ostrożnie klamkę, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Bezszelestnie wkradła się do własnego domu. Przy zamykaniu, drzwi wydały lekkie klaśnięcie. Poczuła obecność w hollu. Odwróciła się chowając za plecami nóż. Na szerokich srebrno - czarnych schodach stał wysoki brunet oparty nonszalancko bokiem o balustradę. Był ubrany w elegancki garnitur: szyta na miarę czarna marynarka, takiego samego koloru jedwabne spodnie i bladoniebieska koszula rozpięta pod szyją, podkreślająca jego intensywnie niebieskie oczy. Brunet uśmiechając się powiedział wesoło:
   - Witaj w domu, siostrzyczko.






□■□

* Przyspieszyłam akcje bloga (jak zresztą widać) aż do wakacji.

□■□
Witam ;)
Tak więc kolejny rozdział mamy za sobą. Przepraszam, że taki krótki, ale to jest taki  można powiedzieć Epilog Części I... teraz Cześć II :) planuje zrobić trzy części, dokładnie nie wiem ile tych rozdziałów wyjdzie, ale się zobaczy! Mam nadzieje, że zobaczę tu dużo komentarzy. One nic nie kosztują, ale dzięki nim wiesz, że twoje pisanie jednak się komuś podoba i zaraz dostajesz weny! 
Pozdrawiam ♡

piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 5.



"Dobry człowiek woli sam cierpieć, niż na cierpienia drugich patrzeć." - ks. Piotr Skarga

□■□

Dobiegała 17. Nie miała żadnej ochoty iść na dodatkowe lekcje u Snape'a. Siedziała na łóżku Stephanie razem z właścicielką i pisały esej z eliksirów. Spokojnie kreśliła kolejne zdania na pergaminie, kiedy do pokoju weszła Parvati. Patrzyła na Rowenę ze współczuciem, którego ona tak nie lubiła. Nie chciała, żeby ktoś się nad nią użalał.
 - Rowena - powiedziała obciągając rękawy swetra, które teraz prawie zasłaniały drobne dłonie. - Dumbledore Cię wzywał.
 Zerkneła na przyjaciółkę. Brązowooka spojrzała na Rowenę niepewnie. Ta jedynie kiwnęła głową i uśmiechnęła się słabo. Wstała i udała się do gabinetu dyrektora wymijając skrępowaną dziewczynę.
 Kiedy doszła do posągu chimery, zdała sobie sprawę, że nie zna hasła. Czekała tak jakiś czas, gdy nagle chimera odskoczyła w bok ukazując Severusa Snape'a.
 - Chodź Black - powiedział i ruchem ręki kazał za sobą iść po schodach. Doszli do drzwi. Severus zapukał dwa razy po czym wszedł, prowadząc za sobą uczennice.
 Albus Dumbledore siedział na fotelu. Gdy tylko usłyszał, że nie jest sam podniósł głowę patrząc na przybyłych gości, gładząc się po długiej, siwej brodzie. Nietoperz wskazał jej na fotel, lecz ona odmówiła. Stała nie wiedząc co zrobić z rękami. Cały czas zaciskała je w pięści, przez co na dłoni odcinęły jej się paznokcie. W miejscach gdzie znajdowały się palce, widniała krew. Zignorowała krwawiące dłonie i utkwiła na nowo wzrok na profesorze.
  - Nie musze Ci mówić, że mi przykro, bo zapewne już dość nasłuchałaś się kondolencji - zaczął patrząc prosto w jej zaszklone oczy. - Nie wiem co zrobisz z tą wiadomością, ale.. wiem kto zamordował twojego ojca. - ostatnie słowa wyszeptał. Czuła na sobie mnóstwo spojrzeń. Obrazy także chciały wiedzieć, naturalnie.
 - Czy chcesz..?- zaczął, lecz Rowena przerwała mu
 - Tak.
 Staruszek wstał. Podszedł do niej, oparł się o biurko i wskazał na fotel.
 - Może byś usiadła? - zapytał.
 Zaprzeczyła ruchem głowy i dodała:
 - Dziękuję, wytrzymam.
 - To .. - zaczął szeptem - Lucjusz Malfoy.
 Zamurowało ją. Jak to możliwe? Dobrze pamiętała, że byli przyjaciółmi... Zamknęła oczy. Wdech. Wydech. Musiała się uspokoić i zatrzymać łzy. Musi być twarda. Czasami trzeba dać upust łzom. Ale niekoniecznie w tej chwili.
   - Wiem, że to musi być wstrząs. Wiem, że byli przyjaciółmi. Najlepszymi. Więc może pocieszę panią myślą, że Lucjusz skrócił tak naprawdę mękę twemu ojcu. - spojrzała na niego ze zdziwieniem - Bellatrix Lestrange... ona... znęcała się nad twoim ojcem... mówiąc delikatnie.
   - Akurat mnie to nie dziwi... - powiedziała otwierając oczy. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku parząc go. Wytarła szybko ją wierzchiem dłoni. Słyszała jeszcze rozmowę między nimi, lecz nie słuchała. Nie chciała słuchać żadnych dodatkowych informacji na temat morderstwa jej ojca. Później poczuła szarpnięcie za ramię. Snape doprowadził ją do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Pamiętała jeszcze dormitorium, że płakała, tulące ją ramiona i ciemność. Nic więcej.

□■□

   - Dzień Dobry - usłyszała męski głos nad sobą. Otworzyła leniwie oczy, mimo wszystko jednak czujna. Przeczucie jej mówiło, że szykuje się coś naprawdę złego. Zobaczyła wysokiego chłopaka o blond włosach patrzącego na nią z żalem.
   - Co się stało? - zapytała niespokojnym głosem. Usiadła szybko opierając swój ciężar ciała na rękach. Patrzyła na niego wyczekująco - No?
   Odwrócił się twarzą do niej. Jego stalowoszare oczy zdradzały żal, smutek i wściekłość. Czuła, że złość odczuwa wobec siebie. Pobladła na twarzy. Wiedziała co ta mina oznacza.
   - Nie... - szepnęła. Próbowała go od tego uchronić, jednak jak widać nie wystarczyło.
   - Wiem, próbowałaś brać wszystko na siebie.. lecz... w nocy wezwał tylko mnie... - urwał widząc łzy napływające jej do oczu - nie płacz... przepraszam.
   - To moja wina.. - po tych słowach krwawa łza spłynęła samotnie po jej policzku.
    Otworzyła oczy. Zaczęła oddychać szybko. Jej twarz była znowu w krwawych łzach. Miała tylko nadzieję, że to nie był proroczy sen...

□■□

   Znowu zły sen. Nieprzespana noc. Krwawe łzy płynące nieprzerwanie po policzkach... rutyna. Nie potrafiła jej złamać. Próbowała chyba wszystkiego. Więcej czytała, więcej rozmawiała, więcej dodatkowych lekcji.. i nic. Nie potrafiła powstrzymać koszmarów.
    Przyspieszyła kroku. Odrzuciła od siebie ponure myśli i mocniej zacisnęła ręce na opasłej księdze. Jednak jej koncentracja szybko minęła i znowu odpłynęła w krainę myśli. Musiała koniecznie popracować nad tym.
    Nagle zderzyła się z czymś. A raczej z KIMŚ. Książka wypadła jej z ręki, a sama przygotowała się do upadku z kamienną podłogą. Jednak upadek nie nadszedł. Ten ktoś złapał ją w swoje ramiona. Spojrzała na swojego wielbiciela i ujrzała te same stalowoszare oczy. Zamarła. Opuściła wzrok, kiedy poczuła dreszcz, towarzyszący każdej zmianie kolorów.
    - No, no, no - usłyszała głos znienawidzonego przez siebie blondyna -kogo my tu mamy?
    - Mnie? Nie widzisz? - odparowała tak samo jadowitym tonem. - a teraz możesz mnie łaskawie puścisz?
    - Ja i łaskawość? Ja nie jestem łaskawy, Black. - powiedział, lecz mimo wszystko postawił ją do pionu. Schylił się i podniósł księgę leżącą niedaleko, a następnie podał ją dziewczynie. Patrzyła na niego zdziwiona.
    - Zamknij buzię i bierz te książkę, póki się nie rozmyśliłem.
    - Dziękuję - powiedziała podnosząc wzrok i patrząc mu prosto w oczy zabrała księgę.
    - Nie wierzę. Ty? Dziękujesz mi? Świat się kończy - uniósł w górę ręce. Uśmiechnęła się mimo woli na ten widok.
   - Uwierz. Drugiej szansy nie będzie.
    Po tych słowach wyminęła go i udała się do Wieży Gryffindoru, nie widząc uśmiechającego się blondyna.

□■□

   - Jak ty to sobie wyobrażasz? - powiedziała zerkając sponad książki na przyjaciółkę.
   - Normalnie. Pojedziesz do mnie. - odpowiedziała spokojnie Stephanie zakładając ręce na piersi. Rowena siedziała przed nią "po turecku" z kwaśną miną.
   - Musimy o tym teraz mówić? - spytała Rowena z nadzieją skończenia tematu.
   - Tak! Przecież już jutro wyjeżdżamy na ferie świąteczne! - warknęła szatynka ciskając w swoją przyjaciółkę poduszkę z łóżka Lavender. Rowena złapała ją i odrzuciła na miejsce, po czym położyła się na łóżku Stephanie.
   - Zostanę w Hogwarcie. - powiedziała wzdychając - nie mogę jechać teraz do domu. Po śmierci taty... nie potrafię. Muszę się z tym oswoić.
   - Weź mnie nie denerwuj - warknęła i usiadła gwałtownie obok Gryfonki - pojedziesz do mnie!
   - Dziękuję. Stef... ja dziękuję za wszystko, ale.. zrozum. Poradzę sobie. - próbowała przekonać dziewczynę.
   - Niech będzie. - odpuściła w końcu - ale piszesz do mnie codziennie! Słyszysz? codziennie!
 

□■□
Witam serdecznie!
To znowu ja, po dość długiej przerwie. Przepraszam, że tak długo zwlekałam na dodanie rozdziału, ale na brak weny nie mogę nic poradzić :/ Rozdział 6. Może będzie jeszcze w tym tygodniu - Ponieważ jest prawie skończony, lecz to zależy od waszych komentarzy :) 
Liczę, że się podobało :)

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 4.



"Łzy nie są oznaką naszej słabości, ale dowodem na to, że nasze serce nie wyschło i nie stało się pustynią..." - Autor nieznany


■□■

   Siedziała na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru trzymając w mlecznych dłoniach książkę. Jej rozmarzony wzrok nie błądził po słowach na otwartych stronicach, lecz gubił się gdzieś za oknem, podziwiając spadające śnieżki. Niebieskie oczy utkwione w oknie, a raczej pięknym zimowym krajobrazie za nim się znajdującym, zdradzały brak duchowej obecności Roweny. Pływała w swoich myślach między niebem a ziemią, jak te małe śnieżynki.
    Jej oczy nabierały powoli różnych kolorów. Zieleni łąk, promieni słońca czy różu kwiatów wiosennych. Wyglądały jak urywki filmów. Raz widać było uśmiechniętą twarz, a raz burzę z piorunami. Kiedy pojawiła się czarnowłosa kobieta z przystojnym mężczyzną do jej oczu napłynęły łzy.
   - Rowena? - usłyszała za sobą cichy głos. Zamknęła oczy. Usłyszała lekko stawiane kroki, następnie czując jak kanapa ugina się pod drugą osobą. Poczuła ciepłą łzę spływającą po jej policzku. Chciała ją wytrzeć rękawem swetra, lecz osoba siedząca obok niej ją w tym wyprzedziła. Otworzyła powoli oczy. Widząc uśmiechnięta szatynkę uśmiechnęła się lekko.
   - Może chodźmy do dormitorium, co? - zapytała dziewczyna cicho, wycierając krew ze swojej dłoni. Rozglądnęła się dookoła. Chociaż w PW było tylko kilka osób - w większości par- najwyraźniej nie chciała narażać, że ktoś dowie się o sekrecie jej przyjaciółki.
    - Tak.. - odpowiedziała wybierając pospiesznie wierzchiem dłoni kolejną spływającą kroplę. Wstała zamykając książkę i ruszyła w stronę schodów prowadzących do dormitoriów dziewczyn. Po zaledwie kilku krokach poczuła dłoń na swoim przedramieniu.
    - Nie myśl już, dobrze? - dziewczyna spojrzała swoimi złotymi oczami z brązowymi kropkami prosto w jej. Ta tylko potaknęła łapiąc przyjaciółkę za dłoń i lekko ją ściskając. Następnie udały się do dormitorium.

□■□

* Kilka godzin wcześniej *

   Siedziała w Wielkiej Sali. Za niecały kwadrans miały się zaczynać lekcje. J
 Na zewnątrz śniegi tworzyły ogromne zaspy miękkiego śnieżnego puchu. W wolnych chwilach uczniowie wychodzili na pole, aby pooddychać świeżym zimowym powietrzem, porzucać się śnieżkami czy pospacerować po Błoniach.
 Popatrzyła na zegar i stwierdziła, że powinna się już zbierać. Wypiła do końca swój sok pomarańczowy i udała się w stronę drzwi. Będąc coraz bliżej drzwi usłyszała znajome głosy pełne gniewu i wyższości. Wyszła z Wielkiej Sali i zobaczyła Rona Weasley'a czerwonego jak buraka stojącego na przeciwko Malfoy'owskiej bandy. Blondyn trzymał magiczną gazetę i wymachiwał ją przed nosem rudzielcowi. Chciała mu pomóc, kiedy nagle ujrzała znajomą twarz....
Podbiegła do blondyna i sprawnie wyrwała mu Proroka. Nie przejmując się protestami Dracona zaczęła czytać zamieszczony tam artykuł:

    "Dnia 12 grudnia (środa) 1995 roku, znaleziono ciało Alexandra Valentine'a Blacka. Najprawdopodobniej zginął przez użycie zaklęcia niewybaczalnego, lecz są także ślady tortur. Ciało znalazł niejaki Michael Fray, przyjaciel i sąsiad rodziny. 
   '- W nocy usłyszałem dziwne odgłosy, lecz po kilku minutach wszystko ustało. Ale następnego dnia poszedłem sprawdzić co to mogło być. Tak na wszelki wypadek. I zobaczyłem go. Caluśki był brudny, ubrania poszarpane, leżał blady jak pergamin w kałuży krwi. Przestraszyłem się i wezwałem aurorów i uzdrowicieli, ale było z późno. Może gdybym przyszedł wtedy w nocy... może biedak by jeszcze żył..'- mówi nam pan Fray. Morderstwo jest w toku. Autorzy szukają przestępcy. A my, składamy najszczersze konfolenche dla rodziny Blacka. 
~ Rita Skeeter "

 Nie. Nie. NIE! Łzy napłynęły jej do oczu. Spojrzała na zdjęcie umieszczone w samym środku strony. Patrzył na nią z uśmiechem. Musiała powstrzymać łzy, żeby nie zobaczyli krwi spływającej po jej policzkach. Rzuciła Proroka Codziennego i pobiegła w stronę dormitorium. Dała upust łzom. Płynęły spokojnie, jakby nic się nie stało. Oczy ją piekły od nabietajacych do nich łez.
 Z rozmachem weszła do dormitorium i trzasnęła drzwiami za sobą. Pobiegła do łazienki i skuliła się w kącie. Łza goniła łzę. Spadały na płytki. Małe czerwone krople, jedna za drugą. Świat zlał się w jedną białą plamę. Położyła się plecami do ściany i łkała. Czuła, że zaraz się rozpadnie. Cierpienie przepełniało jej duszę i ciało.
 Leżała tam skulona, łkając cicho tworząc dookoła siebie fosę krwawych łez.


■□■


   Szatynka wbiegła szybko do wspólnego dormitorium. Rzuciła torbę z książkami na najbliższe łóżko i czym prędzej pobiegła do łazienki. Rozglądnęła się dookoła i w kącie zobaczyła skuloną dziewczynę o rudych włosach. Podbiegła do niej i złapała ją w ramiona, jakby bojąc się, że ta za chwile się rozpadnie.
 Dziewczyna powoli zaczęła otwierać zapuchnięte od płaczu, czerwone oczy. Uniosła powieki i jej oczom ukazały się nieskazitelnie niebieskie i zielone oko. Kurtyna rzęs ponownie opadła w dół, żeby znów wznieść się w górę. Ruda odgarnęła kosmyk włosów, który już w połowie był w srebrzystym kolorze. Blondynka przytuliła przyjaciółkę. Wiedziała co może przeżywać. W końcu niecały rok temu sama straciła matkę. Słyszała jak dziewczyna cicho płacze, mocząc powoli jej szatę.
 - Dlaczego..?
 - Cii... spokojnie, jestem tutaj. - powiedziała przerywając przyjaciółce.
 - Dziękuję Stephanie - odparła łamiącym się głosem i mocniej wtuliła w ramiona Gryfonki. Odsunęła się od niej. Odgarnęła jej kosmyk z twarzy, uśmiechając się krzepiąco, po czym wyszeptała :
 - Zawsze będę z Tobą, kiedy będziesz mnie potrzebować.
 - Zawsze? - zapytała cicho Rowena. Z nadzieją.
 - Zawsze.

□■□
Witam ! 
Kolejny rozdział mojego opowiadania :) Mam nadzieję,  że się spodobał ;)
Zachęcam do komentowania :) ↓