" Till it happens to you
You don't know how it feels
How it feels
Till it happens to you
You won't know
It won't be real
No, it won't be real
Won't know how it feels"
"Dopóki ci się to nie przydarzy
Nie wiesz jakie to uczucie
Jakie to uczucie
Dopóki ci się to nie przydarzy
Nie będziesz wiedział
To nie będzie (dla ciebie) rzeczywiste
Nie, nie będzie rzeczywiste
Nie będziesz wiedział jakie to uczucie"*
□■□
Stała nad chłopakiem, zmieniając mu okłady na zakrwawionych plecach. Po powrocie zemdlał z bólu. Rovena czuwała przy nim już ładnych parę godzin, sama, gdyż Nietoperz udał się po jakieś eliksiry. Oczy jej się powoli zamykały ze zmęczenia.
Kiedy skończyła, usiadła obok niego. Pusty wzrok miała utkwiony w ścianie. W jej oczach błyszczały łzy. Łzy bezsilności. Wiedziała, jaki ból czuje. Jej serce codziennie pękało w taki sposób, jak bat masakrował jego ciało. Chciała iść spać, ponieważ nie spała od kilku dni, lecz bała się zamknąć znowu oczy. Zatracić się w ciemności, słyszeć kolejne krzyki, widzieć twarze wykrzywione w bólu. Nie chciała widzieć krwi i tego słowa, zagłuchającego wszelkie wrzaski. Wyrytego w jej głowie wielkimi literami, spływającymi krwią. Krwią niewinnych przelanych w tej niesprawiedliwej, niewypowiedzialnej wojnie. Niema bitwa zabija wszystkich, nawet tych, którzy nie są niczego świadomi.
Odwróciła wzrok od pustego punktu i skierowała ją na twarz chłopaka, który miał otwarte oczy. Patrzył na nią zaskoczonym wzrokiem. Mrugnęła kilka razy, przepędzając łzy i wstała. Odsunęła krzesło pod ścianę. Nie wiedziała co ma robić. Była zagubiona. Osamotniona.
- Black? - usłyszała cichy jęk. Podeszła do chłopaka i wzięła mu z pleców mokry materiał nasiąknięty jego krwią i stopionym lodem. Nawet nie zauważyła, kiedy minęło kolejne kilka godzin nieobecności profesora. Chłopak spróbował wstać, lecz zaraz znowu runął na brzuch.
- Nie wstawaj. Nie wierć się. Poczekaj chwilę. - powiedziała robiąc przerwy przy kolejnych zdaniach i zabierając z jeho pleców namokły materiał. Podeszła do zlewu, który stał w rogu małego pokoju. Wyżmała większość cieczy z tkaniny, po czym podeszła to lodówki i nabrała lodu, który zawinęła znowu w tą samą tkaninę. Poszła do blondyna, który cały czas się jej przyglądał, po czym delikatnie położyła mu opatrunek za plecy. Usłyszała jęk ulgi.
- Pewnie jesteś głodny - powiedziała, odchodząc kończąc. Podeszła do blatu i zaczęła smarować kromki chleba masłem. - Nie ma tu wiele, ale to musi ci wystarczyć. - położyła mu talerz z prowizorycznym posiłkiem na stoliku nocnym, po czym sama zaczęła sprzątać i tak czysty pokój. Chłopak dźwignął się lekko na ramionach, by móc jakoś zjeść. Może i to nie było coś, czego by sobie życzył, ale nie będzie wybrzydzać.
- Co ty tu robisz? - zapytał mając usta wypchane chlebem. Popatrzyła na niego jakby żartował.
- Ratuje ci życie, wspólniku.
□■□
Przez kolejne dwie godziny nie odzywali się do siebie. Ból chłopaka zelżał, lecz nadal czuł okropne pulsowanie.
Pokój był nie aż tak mały, lecz największy tez nie był. Ściany były w kolorze brudnej bieli, najprawdopodobniej kolor pod wpływem czasu przestał być biały. Pokój, wyglądem przypominał bardziej kuchnię z wstawionym łóżkiem i szafką. Możliwe, że właśnie tak było. Po prawej stronie była meblościanka, która była w odcieniach szarości z wmontowaną w te meblościankę, białą lodówką. Na środku pokojo-kuchni stał kwadratowy stół z czterema krzesłami. Nie wiedział co jest za nim, ponieważ nie mógł aż tak odwrócić głowy w pozycji leżącej w dodatku na brzuchu, lecz podejrzewał, że tam są drzwi do łazienki. To pomieszczenie przypominało mu zdjęcia, na których byli szczęśliwi ludzie.
Przez cały ten czas, obserwował jak dziewczyna krząta się, nie wiedząc co robić. Czyściła blat po wiele razy, zmywała naczynia, które lśniły już lśniły czystością lub zamiatała podłogę, na której już nie było ani jednego pyłka kurzu. Musiała się czymś zajmować.
Malfoy widząc jej zmagania, nie mógł wytrzymać. Z towarzyszącym mu piekielnym bólem, wstał, aczkolwiek z trudem. Rovena nawet nie zauważyła, ponieważ była odwrócona do niego tyłem czyszcząc naczynia, a po pomieszczeniu rozbrzmiewała melodia płynąca z mugolskiego radia. Musiał przyznać, że nie była najgorsza, a nawet ciekawa.
Podszedł od tyłu i chwycił ją za ręce, którymi szorowała właśnie patelnie.
- Co robisz?! - pisnęła wypuszczając z rąk patelnie i gąbkę, która ją czyściła. Obejmując ją od tyłu, chwycił jej dłonie i wyszeptał do ucha:
- Spokojnie, spokojnie... po prostu przestań to czyścić i odpocznij.
Zaskoczona tymi słowami i jednocześnie zdenerwowana tym, że nie odpoczywa w łóżku, nic nie powiedziała, tylko odwróciła się naprzeciw niego. Patrzyli sobie w oczy. Szukała jakiejś ironii, czy czegoś właśnie w "Malfoyowskim" stylu, lecz nie znalazła nic oprócz szczerej i prawdziwej stanowczości.
W pewnym momencie usłyszeli donośne chrząknięcie, po czym szybko odwrócili spojrzenia w stronę dźwięku. Czarnowłosy profesor patrzył na tą dwójkę z dziwnym wyrazem twarzy. Dziewczyna poczuła jak rumieńce zalewają jej twarz, następnie aby załamać zakłopotanie odezwała się pierwsza:
- Masz?
- Tak. - odpowiedział - lecz brakuje jeszcze jednego. Wybaczcie, że tak długo, ale nie mogłem tak po prostu zniknąć. Wiesz, że nie mogę wam pomagać, bez danego mi rozkazu, a żadnej komendy nadal nie dostałem.
Westchnęła ciężko, po czym podeszła do Snape'a i wzięła od niego dwie spore torby. Zaniosła na blat i zaczęła rozpakowywać zawartość siatek. Draco czując się lekko niezręcznie z powrotem usiadł na łóżku. Po chwili wahania nauczyciel dołączył się do niego.
- Jak bardzo jest źle? - zapytała chowając konserwy do lodówki.
- Kolejna inicjacja. Jutro. - powiedział zrezygnowany. Widać było jego zmęczenie. - Nie musicie na nią przychodzić, wręcz odradzam. Najprawdopodobniej będziecie mieli jutro współlokatora.
Rovena wyprostowała się jak struna. Z jej rąk wypadł chleb, który właśnie miała schować do wyższej szafki. Wzrok miała nieobecny. Kolejny. Tylko nie to.
Severus szybko znalazł się przy bratanicy, podniósł chleb, który naszczęście upadł na szeroki blat, schował go, po czym pomógł jej usiąść. Była niczym sparaliżowana. Jej twarz zrobiła się bladsza a włosy siwe jak u staruszki. Oczy były puste. Wyglądała jak obłąkana. Malfoya przestraszył nieco ten widok, lecz idealnie zamaskował szok. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że ona jest metamorfomagiem.
Snape był przerażony. Malfoy nie wiedział dlaczego. Skoro ona ma taką naturę, to chyba normalne, że potrafi zmieniać kolor włosów? Jednak coś tu nie grało. Jej usta zrobiły się nagle sine, tęczówki zlały się prawie z białkiem a policzki pokryły się siateczkami fioletowych i niebieskich, prześwitujących przez skórę żył. Nietoperz zaklął siarczyście, po czym uklękną przed nią.
- Rovena, obudź się, obudź się, obudź się... - szeptał, lecz to nie dawało żadnego efektu. - "Surge, et egredere de hoc mundo, venit ad nos. Roveno, venit . Expergiscitur a tantibus."**
Malfoy patrzył na to wszystko przestraszony. Nie wiedział co zrobić. A gdyby to się stało, gdyby nie było tutaj Snape'a? Co on by zrobił? Jak to się mogło stać, że w jednej chwili wszystko jest normalne, a w drugiej omało nie umiera dziewczyna?
Po dość długim oczekiwaniu zauważył, że powoli wraca do normy. Usta znowu były w normalnym kolorze, kolory wróciły jej na twarz a włosy zaczęły wracać do normalnego koloru. Chwila. Nie był normalny. Włosy przybierały ciemnorudy odcień, a jedna tęczówka oka, zmieniła się w intensywną zieleń. Ten widok trwał tak jeszcze przez chwilę, poczym zaczął się zmieniać w zwykły, taki jaki widział ją zawsze.
- Przepraszam - wyszeptała, po czym jakby nigdy nic wstała, uścisnęła krótko Snape'a i wróciła do przerwanej czynności. - Więcej się to nie powtórzy. - dodała chowając eliksiry do szafki.
- Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz dotrzymać. Ostatnim razem też tak mówiłaś. Coraz trudniej jest mi cię wzbudzić. Pewnego dnia możesz już nie wrócić. - powiedział cicho. Widział jak przymyka oczy.
- Czy ktoś mi może wytłumaczyć co tu się, do jasnej cholery, dzieje?! - krzyknął Malfoy. Spojrzeli na niego, przypominając sobie o jego obecności. Rovena wzięła głęboki oddech, po czym podeszła do chłopaka z eliksirem.
- Połóż się - powiedziała, trawie że szeptając.
- Kuszące, lecz nie skorzystam - odparł chłopak. Rovena tylko przewróciła oczami.
- Musze ci wsmarować w plecy ten eliksir znieczulający, chyba że wolisz nieznośny ból. - powiedziała stanowczo, zrywając jego zaczepkę. Malfoy zrezygnowany położył się na brzuchu. Rovena usiadła obok i zaczęła wmasowywać delikatnie eliksir.
- Wytłumaczy mi ktoś co tu się na Merlina wydarzyło? - zapytał. Musiał przyznać, że przyjemnie było mu tak leżeć i być masowanym. Miło.
- Rovena jest... chora. Tak jakby. - powiedział profesor patrząc na dziewczynę. Ona odpuściła, w końcu wiedziała, że kiedyś to się wymknie spod kontroli i ktoś się o tym dowie. Mimo, iż nie chciała aby akurat tą osobą był Malfoy, ale przez ostatnie wydarzenia zobojętniała. Były ważniejsze sprawy.
- Twoja kochaniutka ciotunia rzuciła na mnie klątwę, która w połączeniu z moim... darem, cóż... jak widać wyszła jeszcze gorzej, niż tak naprawdę miała - powiedziała. Nie wiedziała dokładnie jaką klątwę na nią rzuciła, ale najprawdopodobniej była to jakaś zakazana, niedostępna magia. Po tym zaklęciu miała widzieć cierpiące duszę w równoległym świecie lub okrutną przyszłości. Wyszło na to drugie, co w połączeniu z jej "wewnętrznym okiem" i efektami specjalnymi, czyli metamorfomagowymi umiejętnościami, dało to opłakany finał.
- Do mojej głowy czasami silnie pchają się wizję przyszłości lub przeszłości, czasami także i teraźniejszości najczęściej tej okrutnej. Przeważnie jest tak, że mój "dar" nawiedza mnie podczas snów, ale to i tak zdarza się nie rzadziej niż 2-3 razy na miesiąc, dwa.. ale ostatnio zdarzyło mi się to za dnia. Za dnia nie mogę się wybudzić. To tak, jakbym spała z otwartymi oczami. Jak śpiączka. To choroba. - skończyła, po czym wstała, zakorkowała butelkę z eliksirem i odłożyła do szafki.
Malfoy nie wiedział co powiedzieć. Wiedział, że Bellatrix jest okrutna, i że z nią nie ma przelewek. Cieszył się, że jest jej siostrzeńcem, gdyż to dawało mu "immunitet". Nigdy nie podniosła na niego ręki, zawsze był przez rozpieszczany. W brew pozorom, była dość miłą osobą, kiedy miała z nim do czynienia. Może dlatego, że nie miała własnych dzieci. Nie mogła ich mieć. Ale gdyby Czarny Pan kazał jej go wychłostać, zapewne by to zrobiła. Była podatna na jego rozkazy.
Nie wiedział co myśleć o Rovenie. Może jednak nie powinien się był z niej naśmiewać? Spuścił wzrok.
Rovena czuła się niezręcznie mówiąc Malfoyowi o tym. To wstyd, przyznając się wrogowi o swoich słabych punktach. Chociaż, czy on nadal był jej wrogiem? W sumie jechali na tym samym wózku, dodatkowo ona w ostatnim czasie ciągle się nim opiekuje. Sama nie wiedziała co o tym myśleć.
- Więc.. - przerwał niezręczną ciszę profesor - można wiedzieć co widziałaś?
Rovena wyprostowała się gwałtownie i upuściła talerz, który wyciągała z szafki. Ten rozbił się na milion kawałków. Malfoy zerwał się na nogi w tym samym czasie co Snape. Severus podszedł do dziewczyny, próbując ją namówić aby ta usiadła.
- Nie! - krzyknęła, co nie było w jej stylu - Przepraszam... zaraz to posprzątam. - już miała wziąć miotłę, gdy Malfoy złapał ja za ramiona i zaciągnął na łóżko. Dziewczyna była przestraszona. Miała łzy w oczach. Po jej zachowaniu, można było stwierdzić, że raczej to nie była przyjemna wizja.
Nieobecny wzrok utkwiła w swoich dłoniach, pokrytymi drobnymi skaleczeniami z paznokciami pokrytymi czarnym, błyszczącym lakierem. Malfoy usiadł obok niej. Snape patrzył na nią z zaciśniętą szczęką i miotłą w ręce. Wyglądało to komicznie, lecz w tym momencie nikt nie zamierzał się śmiać.
- Jeżeli nie chcesz, nie mów. - po kilku minutach, kiedy już Snape pozamiatał podłogę (w mugolski sposób) przerwał niezręczną ciszę - Ale wiesz przecież, że może nam to się przydać.
Usiadł ciężko na krześle cały czas patrząc na nią z nadzieją. Malfoy nie wiedząc co robić zaczął przeczesywać włosy.
- A ty wiesz, że nie należy wtrącać się w historię. Zmienianie jej może pociągnąć za sobą wiele zmian, nawet ofiar. To moje koszmary, moje przekleństwo, ty nie musisz znać ich treści, nie musi być ci ciężko na sercu, wiedząc o czyjejś nagłej śmierci i nie mogąc jej zapobiec. Nie wiesz jak to jest, kiedy patrzy się na to z boku. Nie wiesz jak to jest widzieć cierpienia bezbronnych ludzi i nie potrafiąc temu zapobiec, tak samo jak zapobiec wojnie. Złe czasy nadchodzą. Bitwa jest nieunikniona, tak samo jak straty. - po jej policzku popłynęła krew. Zanim Draco zdołał jakoś zareagować, dziewczyna znikła za drzwiami łazienki.
Ból wypełnił jej wnętrze. Oparła się o ścianę. Nie mogła przestać myśleć o twarzach, niewinnych twarzach zasługłych w niemym przerażeniu, które już nigdy więcej nie miały uśmiechnąć się. Martwych, znajomych rysach osób. Przeszłość zlewała się z przyszłością. Wszystko na raz napierało do jej głowy. Niesamowity ból uderzył ze zdwojoną siłą. Nie chciała spać, ponieważ nie chciała widzieć kolejnych słychać omenów. Jednak zmęczenie po nieprzespaniu 72 godzin zwyciężyło. Leżąc na podłodze, skulona Rovena zasnęła.
□■□
* Lady Gaga - Till it happens to you ← cytat z piosenki ^^** (z łac.) " Zbudź się, opuść tamten świat, wróć do nas. Roveno, wracaj. Wybudź się z koszmaru."
□■□
Witam serdecznie!
Kolejny rozdział (już 9!♡) za nami. Mimo lekkiego poślizgu oraz niezbyt satysfakcjonującej długości tekstu, mam nadzieje, ze się podobało i tym razem znajdę jakieś komentarze pod postem :')
Całusy :*