"Jeśli chcesz oglądać tęczę, musisz dzielnie znosić deszcz." - Dolly Parton
□■□
Po dwóch miesiącach zajęć u Snape'a widziała znaczną poprawę w oklumencji jak i legilimencji. Czuła jak ktoś się jej wdziera w umysł i jak najszybciej tą osobę blokowała. Na początku przychodziło jej to z trudem. Często po lekcjach wszystko jej bolało, miała rany, gdzie niektóre były poważne, po których zostały trwałe ślady. A dokładniej trzy blizny. Na zewnętrznej stronie lewego uda, nadgarstku i prawym ramieniu. Upadki były bolesne i dały jej nauczkę. Żeby się nie poddawać.
Czytała różne księgi zakazane z czarnomagicznymi zaklęciami, które mogły by się jej w przyszłości przydać. Poznawała także różne eliksiry jak i przysfajała wiadomości z transmutacji. Miała nadzieję jak najszybciej zostać animagiem. Taka zdolność pomogła by jej bardzo. Nie można powiedzieć, że to wszystko. Walczyła z różnymi Śmierciożercami, aby zaspokoić chore żądze krwi Voldemorta. Słaby musiał zostać ukarany. Albo zginąć. Wszystko zależało od wyroki Czarnego Pana. Jedni zostawali ukarani lekko, tygodzień zamknięty w lochu o chlebie i wodzie lub cruciatus z wybranym jakimś innym paskudnym zaklęciem. Ci gorsi nie mieli tyle szczęścia. Byli biczowani, a jeżeli jego plecy były zbyt poranione to uleczało się je aby ponownie uderzyć lub gwałty przez kilku mężczyzn naraz, jeżeli chodziło o kobiety. Mężczyźni mogli zostać jeszcze wybrnąć z kiepskiej sytuacji zabijając jakiegoś mugola.
Pierwsza walka wyszła jej wspaniale. Dołohowa pokonała po 5 minutach zwykłym zaklęciem rozbrajającym. Ukarano go tygodniem w lochach. Nic specjalnego. Niestety drugą walkę przegrała. Stoczyła ją z Rudolfem Lestrange, który pokonał ją oszustwem, za które musiała słono płacić. Od każdego Śmierciożercy (a sporo ich było) dostawała po kilka batów na plecy. Nigdy nie zapomni tego okropnego bólu, a trzy długie blizny jej nie pozwolą na to. Nie raz została karana za coś czego nie zrobiła. Ale kto powiedział, że świat jest sprawiedliwy?
Nie raz zadawała sobie po co ona to robi? Po co się męczy? Można to zakończyć jednym prostym zaklęciem... ale chyba nie wybrano ją po to do Gryffindoru. Cholera, jest w końcu Gryfonką! Kto jak kto, ale oni to się nie cofają przed niczym. Tak powinno być.
°°°
Szła przez korytarze Hogwartu zmierzając ku gabinetowi Mistrza Eliksirów. Różne myśli zaprzątały jej głowę, przez co nie widziała nadchodzącej osoby. Na nieszczęście nieznajomy również był tak bardzo zamyślony, że wpadli na siebie. Rowena już wyciągała ręce, aby zamortyzować upadek, jednak do bliższego spotkania z podłogą nie nadeszło. Poczuła za to jak silne ramiona oplatają ją. Nieznajomy miał na tyle dobry refleks, że zdarzył złapać ją w odpowiedniej chwili.
- Dziękuję - powiedziała mimo speszenia zaistniałą sytuacją.
- Merlinie, nie sądziłem, że dożyję chwili kiedy Rowena Black będzie mi dziękować - usłyszała zirytowany głos chłopaka. No nie. Uniosła głowę do góry, aby spojrzę na ślizgona Ich spojrzenia się skrzyżowały. Przez jej ciało przeszedł ostrzegawczy dreszcz.
- Mógłbyś mnie puścić - wysyczała odwracając jak najszybciej wzrok. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, aby przy kimś zmieniała kolor. Przynajmniej tego nie pamiętała. Ale mimo wszystko... przy Malfoy'u? Chłopak patrzył się na nią ze zdziwieniem, któremu towarzyszyły lekko zmarszczone brwi, lecz nic nie powiedział i po prostu ją postawił na ziemi.
- Mimo wszystko jeszcze raz dzięki - szepnęła otrzepując się z niewidzialnego kurzu.
- Nie ma za co... -powiedział, lecz ona już poszła na przód. Prosto na lekcje dodatkowe.
°°°
- Dobrze... - powiedział Snape przyglądając się dziewczynie, która stała opierając się o czarne biurko. - Za miesiąc czy dwa będziesz mistrzynią.
- Za długo - odparła - W każdej chwili może wedrzeć się do moich myśli.
- Potrzeba czasu i ćwiczeń, aby dotrzeć do perfekcji. - odpowiedział.
Przewróciła teatralnie oczami. Ciągle to powtarzał.. jak mantrę. Odwrócił się i podszedł do szafki z książkami. Wziął z pułki czarną księgę w czerwone grube pasy i zaczął przerzucać energicznie jej pożółkłymi stronicami. Postanowiła wykorzystać chwilę i wkraść się do jego umysłu. Zaczerpnęła powietrza w płuca. Skupiła się. Utkwiła w nim wzrok.
Nagle poczuła dziwny dreszcz. Do jej umysłu zaczęły napływać urywki wspomnień. Zobaczyła dziewczynkę z czarnymi włosami splecione w dwa warkoczyki. Bawiła się na placu zabaw w piaskownicy formując z wilgotnego piachu różne kształty. Na jej ustach gościł uśmiech. Obok niej stał chłopczyk z równie czarnymi włosami do ramion. Głowę miał przechyloną a wzrok utkwiony w szczęśliwą dziewczynkę. Mała odwróciła się do niego i posłała mu wesoły uśmiech. Odwzajemnił jej tym samym po czym podszedł do niej i usiadł obok na mokrym piachu.
"Co tam Sev? " zapytała melodyjnym głosem. W jej niesamowicie niebieskich oczach jaśniały radosne iskierki. Poczuła dziwny ucisk w piersi. Gdzieś już te oczy widziała.
"A co ma być, Am?" powiedział "Mogę się przyłączyć?" odpowiedziała mu śmiechem i podała zieloną foremkę. Po czym obraz się zniekształcił. Rozmył się.
Teraz nie była już na placu zabaw. Znajdowała się w dużym pomieszczeniu pomalowanym na odcienie zieleni i srebra z domieszką czarnych elementów. Pokój Wspólny Ślizgonów. Ujrzała wysokiego szczupłego chłopaka z czarnymi tęczówkami. Biegł po schodach w górę. Zapewne do dormitorium. Wybiegł na korytarz po czym poszedł prosto, póki nie stałą przed właściwymi drzwiami. Wszedł bez pukania. Na jednym z pięciu łóżek leżała dziewczyna. Płakała.
"Am" Usłyszała głos chłopaka. Wiedziała, że to ci sami. Z piaskownicy. Dziewczyna podniosła wzrok. Zobaczyła te same piękne niebieskie oczy, które teraz były zaczerwienione i podpuchnięte. Kurtyna czarnych, prostych włosów sięgała prawie do pasa. Jak jej, pomyślała, tylko innego koloru.
"Sev ja tak nie mogę" powiedziała podnosząc się i wpadając w ramiona chłopaka. "Jak ty to wytrzymujesz? "
"Nijak" odpowiedział "Jeżeli Lily jest szczęśliwa, to ja też. Tylko szkoda, że nie u mego boku" w jego głosie pobrzmiewał smutek. Przytuliła się do niego mocniej.
"Ale to nie jest łatwe" stwierdziła
"Zabija mnie każdego dnia. Jakby codziennie jeden kawałeczek mnie umierał"
Po tych słowach wszystko się rozmazało a ona powróciła do rzeczywistości. Zobaczyła jak leży na podłodze. Coś boleśnie wbijało jej się w żebra, jednak to nie miało żadnego sensu. Podniosła się na łokciach i spojrzała na Snape'a. Wyraz jego twarzy zaskoczył ją bardzo. Myślała, że ujrzy wściekłość, żądze mordu, ale nie smutek!
- Tego dnia zobaczyła jak twój ojciec całuje się z pewną dziewczyną. Tak, ta dziewczyna o tych wspaniałych niebieskich oczach to twoja matka, Roweno. Kochała się w twoim ojcu od niepamiętnych czasów, tak jak ja w Lily. -mówił- Tworzyliśmy tak zwaną paczkę przyjaciół. Lily, ja, Amortencja i Riodon... zdawało by się, że sprawa została ułatwiona, lecz jak widać wcale. Jak widać nasza miłość była nieodwzajemniona. Lily zakochała się w tym aroganckim Potterze. A Riodon w pewnej Ślizgonce. Twojej matce się można powiedzieć udało. Riodon był z nią zaręczony odkąd skończyli po 5 lat. Z tego co wiem po latach małżeństwa on ją pokochał. Nie można tego powiedzieć o mnie i Lily. - przerwał. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Znowu utkwił swój wzrok w książce, która trzymał w dłoniach.
- Dlaczego pozwoliłeś mi to zobaczyć? - zapytała przerywając niezmąconą ciszę. Oderwał wzrok od książki i spojrzał na nią swoimi smutnymi czarnymi oczami.
- Dobrze ci wychodzi legilimencja. Nie zorientowałem się od razu kiedy wkradłaś się do mojego umysłu. Dopiero później zrozumiałem, że ktoś penetruje moje wspomnienia. Jeszcze trochę i będziesz w tym mistrzynią...
- Odpowiedz na moje pytanie! - wykrzyczała niezbyt uprzejmie. Jej wzrok utkwił w Nietoperzu, który unikał jej spojrzenia. Nie odpowiadając na jej pytanie znów zabrał się za czytanie księgi. Wyciągnęła różdżkę. Machnęła nią zdecydowanie i książka poderwała się wysoko, lecz zamiast spaść zawisła pod sklepieniem gabinetu. Snape ze zdziwieniem uniósł głowę w górę i utkwił wzrok w książce.
- Możesz mi odpowiedzieć na pytanie? - zapytała próbując opanować nerwy. Patrzyła na niego oczami, które przybrały czerwoną barwę.
- Nie wiele trzeba, żeby wytrącić z równowagi. Tak samo jak twoją matkę. Była jednocześnie cicha i nieśmiała jak i wybuchowa. Masz to po niej. - stwierdził zaszczycając ją wzrokiem. Poszedł do biurka i usiadł na krześle przy nim stojącym. Wziął kawałek pergaminu w ręce i zapisał coś na nim czarnym atramentem. Następnie podał go jej. Popatrzyła na niego pytająco, lecz zabrała pergamin. Spojrzała na treść nakreśloną schludnym, lekko pochyłym pismem. Czytając zmarszczyła lekko brwi.
- Jeżeli pragniesz poznać prawdę, sama musisz do niej dotrzeć. - odparł. Po tych słowach Rowena wyszła wiedząc, że i tak nic z niego nie wyciągnie. Skierowała swoje kroki do biblioteki ściskając w dłoni kawałek pergaminu.
°°°
Miesiąc. Dokładnie tyle czasu zajęło jej szukanie jakiejkolwiek wskazówki na temat życia jej matki. Jej zakres wiedzy na jej temat to imię i nazwisko. I data śmierci. Niezbyt wiele, brając pod uwagę, że w końcu to jej matka. W sumie o ojcu też wiedziała tyle co nic. Jakby ich życia były niesamowicie skrywaną tajemnicą. Niewiadome, które trzeba rozszyfrować. Zagadki, nie do rozwiązania.Chwilami czuła się tak, jakby kwas wypalił jej wszystkie zdrowe rozumy. Całą wiedzę. Sądziła, że to będzie łatwiejsze. Przynajmniej w małym stopniu. Można się chociaż łudzić. Rozwinęła kawałek zmiętego pergaminu od ciągłego zwijania i rozwijania i przeczytała kolejny raz tekst:
"Wskazówkę znajdziesz w smutnym miejscu nad sercem kochanej ci osoby".
Co to mogło oznaczać?
□■□
Witam serdecznie !
Kolejny rozdział za nami :) mam nadzieje, że się spodobał ♡
Ten blog ma już ponad 100 wyświetleń z czego jestem Wam bardzo, bardzo wdzięczna! Dziękuję, dziękuję, dziękuję kochani!
Znowu świetne! To opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga. *.*
OdpowiedzUsuńDziękuję :D niebawem pojawi się kolejny rozdział :D
Usuń