"Łzy nie są oznaką naszej słabości, ale dowodem na to, że nasze serce nie wyschło i nie stało się pustynią..." - Autor nieznany
■□■
Siedziała na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru trzymając w mlecznych dłoniach książkę. Jej rozmarzony wzrok nie błądził po słowach na otwartych stronicach, lecz gubił się gdzieś za oknem, podziwiając spadające śnieżki. Niebieskie oczy utkwione w oknie, a raczej pięknym zimowym krajobrazie za nim się znajdującym, zdradzały brak duchowej obecności Roweny. Pływała w swoich myślach między niebem a ziemią, jak te małe śnieżynki.
Jej oczy nabierały powoli różnych kolorów. Zieleni łąk, promieni słońca czy różu kwiatów wiosennych. Wyglądały jak urywki filmów. Raz widać było uśmiechniętą twarz, a raz burzę z piorunami. Kiedy pojawiła się czarnowłosa kobieta z przystojnym mężczyzną do jej oczu napłynęły łzy.
- Rowena? - usłyszała za sobą cichy głos. Zamknęła oczy. Usłyszała lekko stawiane kroki, następnie czując jak kanapa ugina się pod drugą osobą. Poczuła ciepłą łzę spływającą po jej policzku. Chciała ją wytrzeć rękawem swetra, lecz osoba siedząca obok niej ją w tym wyprzedziła. Otworzyła powoli oczy. Widząc uśmiechnięta szatynkę uśmiechnęła się lekko.
- Może chodźmy do dormitorium, co? - zapytała dziewczyna cicho, wycierając krew ze swojej dłoni. Rozglądnęła się dookoła. Chociaż w PW było tylko kilka osób - w większości par- najwyraźniej nie chciała narażać, że ktoś dowie się o sekrecie jej przyjaciółki.
- Tak.. - odpowiedziała wybierając pospiesznie wierzchiem dłoni kolejną spływającą kroplę. Wstała zamykając książkę i ruszyła w stronę schodów prowadzących do dormitoriów dziewczyn. Po zaledwie kilku krokach poczuła dłoń na swoim przedramieniu.
- Nie myśl już, dobrze? - dziewczyna spojrzała swoimi złotymi oczami z brązowymi kropkami prosto w jej. Ta tylko potaknęła łapiąc przyjaciółkę za dłoń i lekko ją ściskając. Następnie udały się do dormitorium.
□■□
* Kilka godzin wcześniej *
Na zewnątrz śniegi tworzyły ogromne zaspy miękkiego śnieżnego puchu. W wolnych chwilach uczniowie wychodzili na pole, aby pooddychać świeżym zimowym powietrzem, porzucać się śnieżkami czy pospacerować po Błoniach.
Popatrzyła na zegar i stwierdziła, że powinna się już zbierać. Wypiła do końca swój sok pomarańczowy i udała się w stronę drzwi. Będąc coraz bliżej drzwi usłyszała znajome głosy pełne gniewu i wyższości. Wyszła z Wielkiej Sali i zobaczyła Rona Weasley'a czerwonego jak buraka stojącego na przeciwko Malfoy'owskiej bandy. Blondyn trzymał magiczną gazetę i wymachiwał ją przed nosem rudzielcowi. Chciała mu pomóc, kiedy nagle ujrzała znajomą twarz....
Podbiegła do blondyna i sprawnie wyrwała mu Proroka. Nie przejmując się protestami Dracona zaczęła czytać zamieszczony tam artykuł:
"Dnia 12 grudnia (środa) 1995 roku, znaleziono ciało Alexandra Valentine'a Blacka. Najprawdopodobniej zginął przez użycie zaklęcia niewybaczalnego, lecz są także ślady tortur. Ciało znalazł niejaki Michael Fray, przyjaciel i sąsiad rodziny.
'- W nocy usłyszałem dziwne odgłosy, lecz po kilku minutach wszystko ustało. Ale następnego dnia poszedłem sprawdzić co to mogło być. Tak na wszelki wypadek. I zobaczyłem go. Caluśki był brudny, ubrania poszarpane, leżał blady jak pergamin w kałuży krwi. Przestraszyłem się i wezwałem aurorów i uzdrowicieli, ale było z późno. Może gdybym przyszedł wtedy w nocy... może biedak by jeszcze żył..'- mówi nam pan Fray. Morderstwo jest w toku. Autorzy szukają przestępcy. A my, składamy najszczersze konfolenche dla rodziny Blacka.
~ Rita Skeeter "
Nie. Nie. NIE! Łzy napłynęły jej do oczu. Spojrzała na zdjęcie umieszczone w samym środku strony. Patrzył na nią z uśmiechem. Musiała powstrzymać łzy, żeby nie zobaczyli krwi spływającej po jej policzkach. Rzuciła Proroka Codziennego i pobiegła w stronę dormitorium. Dała upust łzom. Płynęły spokojnie, jakby nic się nie stało. Oczy ją piekły od nabietajacych do nich łez.
Z rozmachem weszła do dormitorium i trzasnęła drzwiami za sobą. Pobiegła do łazienki i skuliła się w kącie. Łza goniła łzę. Spadały na płytki. Małe czerwone krople, jedna za drugą. Świat zlał się w jedną białą plamę. Położyła się plecami do ściany i łkała. Czuła, że zaraz się rozpadnie. Cierpienie przepełniało jej duszę i ciało.
Leżała tam skulona, łkając cicho tworząc dookoła siebie fosę krwawych łez.
■□■
Szatynka wbiegła szybko do wspólnego dormitorium. Rzuciła torbę z książkami na najbliższe łóżko i czym prędzej pobiegła do łazienki. Rozglądnęła się dookoła i w kącie zobaczyła skuloną dziewczynę o rudych włosach. Podbiegła do niej i złapała ją w ramiona, jakby bojąc się, że ta za chwile się rozpadnie.
Dziewczyna powoli zaczęła otwierać zapuchnięte od płaczu, czerwone oczy. Uniosła powieki i jej oczom ukazały się nieskazitelnie niebieskie i zielone oko. Kurtyna rzęs ponownie opadła w dół, żeby znów wznieść się w górę. Ruda odgarnęła kosmyk włosów, który już w połowie był w srebrzystym kolorze. Blondynka przytuliła przyjaciółkę. Wiedziała co może przeżywać. W końcu niecały rok temu sama straciła matkę. Słyszała jak dziewczyna cicho płacze, mocząc powoli jej szatę.
- Dlaczego..?
- Cii... spokojnie, jestem tutaj. - powiedziała przerywając przyjaciółce.
- Dziękuję Stephanie - odparła łamiącym się głosem i mocniej wtuliła w ramiona Gryfonki. Odsunęła się od niej. Odgarnęła jej kosmyk z twarzy, uśmiechając się krzepiąco, po czym wyszeptała :
- Zawsze będę z Tobą, kiedy będziesz mnie potrzebować.
- Zawsze? - zapytała cicho Rowena. Z nadzieją.
- Zawsze.
□■□
Witam !
Kolejny rozdział mojego opowiadania :) Mam nadzieję, że się spodobał ;)
Zachęcam do komentowania :) ↓
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz