niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 6.



"Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć." - Napoleon Bonaparte

□■□

    Szybko minął ten czas. Święta, ferie zimowe, SUM-y aż nadszedł upragniony czas wakacji. *Kto by się nie cieszył?
   Jechali Ekspresem Hogwart do domów. Uczniowie cieszyli się, że odpoczną od nauki, wyjadą może gdzieś za granicę lub co najważniejsze zobaczą rodzinę. Właśnie. Jednak nie wszyscy. Rowena siedziała ze Stephanie w jednym przedziale. Siedziała patrząc smętnie przez okno. Nie mogła tego uniknąć. A dom zbliżał się za szybko...
    Co mogła zrobić? Najchętniej skoczyła by z mostu, wpadła pod rozpędzony pociąg lub powiesiła się na zwykłej sznurówce. Łatwiej planować śmierć niż przyszłość. Nie chciała się zderzyć z rzeczywistością. Nie miała już nikogo. Ani mamy, ani taty. Dziadkowie - Tak samo jak rodzice, od dawna gryzą piach. Rodzeństwa nie miała. A przyjaciele nie zawsze wystarczają...

□■□

    - Będę tęsknić - łkała Stephanie - pisz codziennie.
    - Oczywiście - odpowiedziała jej Rowena. Przytuliła ją czule. Odsunęła się trochę by otrzeć łzę płynącą jej po policzku.
    - Wiesz, że bym Cię zabrała ze sobą, ale rodzice chcą spędzić rodzinne wakacje jeżdżąc po świecie i poznawać nowe kultury. - tłumaczyła się Stephanie trzymając Rowenę za rękaw luźnego, o piaskowej barwie swetra.
    - I tak mam co robić w domu... - odpowiedziała wyrywając rękę spod żelaznego uścisku przyjaciółki. - Rodzice na Ciebie czekają - powiedziała widząc dwójkę znanych jej osób. Blondynka pomachała jej z szatynem, co odwzajemniła usmiechem - to do września?
    - Do września
  Powiedziała Stephanie po czym wzięła walizki i skierowała się razem z rodzicami do wyjścia z peronu 9 3/4. Rozejrzała się dookoła. Nikogo już nie było na peronie, wiec niespiesznie przeszła przez barierę, dzielącą ją między światem czarodziei a Mugoli. Wychodząc zauważyła mężczyznę ubranego na czarno. Stał oparty o kolumnę z napisem Peron 10. Uśmiechnęła się. Jednak nie taki świat zły, ktoś jej został na świecie.

□■□

    Severus Snape toważyszył jej przez całą drogę do domu. Zostawiając ją pod samymi drzwiami domu, wspominając jedynie coś o testamencie ojca. Z niewyraźną miną otworzyła drzwi, które o dziwo były otwarte. Zdziwiła się, bo przecież kto inny miałby klucze do domu? Obejrzała się za siebie i zauważywszy, że wujek ją opuścił postanowiła jednak sprawdzić tajemnicze zajście. Wzięła głęboki wdech. Na wszelki wypadek wyjęła z kieszeni spodni niewielki sztylet, z którym się nie rozstawała się po śmierci ojca. Dla pewności siebie.
   Nacisnęła ostrożnie klamkę, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Bezszelestnie wkradła się do własnego domu. Przy zamykaniu, drzwi wydały lekkie klaśnięcie. Poczuła obecność w hollu. Odwróciła się chowając za plecami nóż. Na szerokich srebrno - czarnych schodach stał wysoki brunet oparty nonszalancko bokiem o balustradę. Był ubrany w elegancki garnitur: szyta na miarę czarna marynarka, takiego samego koloru jedwabne spodnie i bladoniebieska koszula rozpięta pod szyją, podkreślająca jego intensywnie niebieskie oczy. Brunet uśmiechając się powiedział wesoło:
   - Witaj w domu, siostrzyczko.






□■□

* Przyspieszyłam akcje bloga (jak zresztą widać) aż do wakacji.

□■□
Witam ;)
Tak więc kolejny rozdział mamy za sobą. Przepraszam, że taki krótki, ale to jest taki  można powiedzieć Epilog Części I... teraz Cześć II :) planuje zrobić trzy części, dokładnie nie wiem ile tych rozdziałów wyjdzie, ale się zobaczy! Mam nadzieje, że zobaczę tu dużo komentarzy. One nic nie kosztują, ale dzięki nim wiesz, że twoje pisanie jednak się komuś podoba i zaraz dostajesz weny! 
Pozdrawiam ♡

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz