piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 5.



"Dobry człowiek woli sam cierpieć, niż na cierpienia drugich patrzeć." - ks. Piotr Skarga

□■□

Dobiegała 17. Nie miała żadnej ochoty iść na dodatkowe lekcje u Snape'a. Siedziała na łóżku Stephanie razem z właścicielką i pisały esej z eliksirów. Spokojnie kreśliła kolejne zdania na pergaminie, kiedy do pokoju weszła Parvati. Patrzyła na Rowenę ze współczuciem, którego ona tak nie lubiła. Nie chciała, żeby ktoś się nad nią użalał.
 - Rowena - powiedziała obciągając rękawy swetra, które teraz prawie zasłaniały drobne dłonie. - Dumbledore Cię wzywał.
 Zerkneła na przyjaciółkę. Brązowooka spojrzała na Rowenę niepewnie. Ta jedynie kiwnęła głową i uśmiechnęła się słabo. Wstała i udała się do gabinetu dyrektora wymijając skrępowaną dziewczynę.
 Kiedy doszła do posągu chimery, zdała sobie sprawę, że nie zna hasła. Czekała tak jakiś czas, gdy nagle chimera odskoczyła w bok ukazując Severusa Snape'a.
 - Chodź Black - powiedział i ruchem ręki kazał za sobą iść po schodach. Doszli do drzwi. Severus zapukał dwa razy po czym wszedł, prowadząc za sobą uczennice.
 Albus Dumbledore siedział na fotelu. Gdy tylko usłyszał, że nie jest sam podniósł głowę patrząc na przybyłych gości, gładząc się po długiej, siwej brodzie. Nietoperz wskazał jej na fotel, lecz ona odmówiła. Stała nie wiedząc co zrobić z rękami. Cały czas zaciskała je w pięści, przez co na dłoni odcinęły jej się paznokcie. W miejscach gdzie znajdowały się palce, widniała krew. Zignorowała krwawiące dłonie i utkwiła na nowo wzrok na profesorze.
  - Nie musze Ci mówić, że mi przykro, bo zapewne już dość nasłuchałaś się kondolencji - zaczął patrząc prosto w jej zaszklone oczy. - Nie wiem co zrobisz z tą wiadomością, ale.. wiem kto zamordował twojego ojca. - ostatnie słowa wyszeptał. Czuła na sobie mnóstwo spojrzeń. Obrazy także chciały wiedzieć, naturalnie.
 - Czy chcesz..?- zaczął, lecz Rowena przerwała mu
 - Tak.
 Staruszek wstał. Podszedł do niej, oparł się o biurko i wskazał na fotel.
 - Może byś usiadła? - zapytał.
 Zaprzeczyła ruchem głowy i dodała:
 - Dziękuję, wytrzymam.
 - To .. - zaczął szeptem - Lucjusz Malfoy.
 Zamurowało ją. Jak to możliwe? Dobrze pamiętała, że byli przyjaciółmi... Zamknęła oczy. Wdech. Wydech. Musiała się uspokoić i zatrzymać łzy. Musi być twarda. Czasami trzeba dać upust łzom. Ale niekoniecznie w tej chwili.
   - Wiem, że to musi być wstrząs. Wiem, że byli przyjaciółmi. Najlepszymi. Więc może pocieszę panią myślą, że Lucjusz skrócił tak naprawdę mękę twemu ojcu. - spojrzała na niego ze zdziwieniem - Bellatrix Lestrange... ona... znęcała się nad twoim ojcem... mówiąc delikatnie.
   - Akurat mnie to nie dziwi... - powiedziała otwierając oczy. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku parząc go. Wytarła szybko ją wierzchiem dłoni. Słyszała jeszcze rozmowę między nimi, lecz nie słuchała. Nie chciała słuchać żadnych dodatkowych informacji na temat morderstwa jej ojca. Później poczuła szarpnięcie za ramię. Snape doprowadził ją do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Pamiętała jeszcze dormitorium, że płakała, tulące ją ramiona i ciemność. Nic więcej.

□■□

   - Dzień Dobry - usłyszała męski głos nad sobą. Otworzyła leniwie oczy, mimo wszystko jednak czujna. Przeczucie jej mówiło, że szykuje się coś naprawdę złego. Zobaczyła wysokiego chłopaka o blond włosach patrzącego na nią z żalem.
   - Co się stało? - zapytała niespokojnym głosem. Usiadła szybko opierając swój ciężar ciała na rękach. Patrzyła na niego wyczekująco - No?
   Odwrócił się twarzą do niej. Jego stalowoszare oczy zdradzały żal, smutek i wściekłość. Czuła, że złość odczuwa wobec siebie. Pobladła na twarzy. Wiedziała co ta mina oznacza.
   - Nie... - szepnęła. Próbowała go od tego uchronić, jednak jak widać nie wystarczyło.
   - Wiem, próbowałaś brać wszystko na siebie.. lecz... w nocy wezwał tylko mnie... - urwał widząc łzy napływające jej do oczu - nie płacz... przepraszam.
   - To moja wina.. - po tych słowach krwawa łza spłynęła samotnie po jej policzku.
    Otworzyła oczy. Zaczęła oddychać szybko. Jej twarz była znowu w krwawych łzach. Miała tylko nadzieję, że to nie był proroczy sen...

□■□

   Znowu zły sen. Nieprzespana noc. Krwawe łzy płynące nieprzerwanie po policzkach... rutyna. Nie potrafiła jej złamać. Próbowała chyba wszystkiego. Więcej czytała, więcej rozmawiała, więcej dodatkowych lekcji.. i nic. Nie potrafiła powstrzymać koszmarów.
    Przyspieszyła kroku. Odrzuciła od siebie ponure myśli i mocniej zacisnęła ręce na opasłej księdze. Jednak jej koncentracja szybko minęła i znowu odpłynęła w krainę myśli. Musiała koniecznie popracować nad tym.
    Nagle zderzyła się z czymś. A raczej z KIMŚ. Książka wypadła jej z ręki, a sama przygotowała się do upadku z kamienną podłogą. Jednak upadek nie nadszedł. Ten ktoś złapał ją w swoje ramiona. Spojrzała na swojego wielbiciela i ujrzała te same stalowoszare oczy. Zamarła. Opuściła wzrok, kiedy poczuła dreszcz, towarzyszący każdej zmianie kolorów.
    - No, no, no - usłyszała głos znienawidzonego przez siebie blondyna -kogo my tu mamy?
    - Mnie? Nie widzisz? - odparowała tak samo jadowitym tonem. - a teraz możesz mnie łaskawie puścisz?
    - Ja i łaskawość? Ja nie jestem łaskawy, Black. - powiedział, lecz mimo wszystko postawił ją do pionu. Schylił się i podniósł księgę leżącą niedaleko, a następnie podał ją dziewczynie. Patrzyła na niego zdziwiona.
    - Zamknij buzię i bierz te książkę, póki się nie rozmyśliłem.
    - Dziękuję - powiedziała podnosząc wzrok i patrząc mu prosto w oczy zabrała księgę.
    - Nie wierzę. Ty? Dziękujesz mi? Świat się kończy - uniósł w górę ręce. Uśmiechnęła się mimo woli na ten widok.
   - Uwierz. Drugiej szansy nie będzie.
    Po tych słowach wyminęła go i udała się do Wieży Gryffindoru, nie widząc uśmiechającego się blondyna.

□■□

   - Jak ty to sobie wyobrażasz? - powiedziała zerkając sponad książki na przyjaciółkę.
   - Normalnie. Pojedziesz do mnie. - odpowiedziała spokojnie Stephanie zakładając ręce na piersi. Rowena siedziała przed nią "po turecku" z kwaśną miną.
   - Musimy o tym teraz mówić? - spytała Rowena z nadzieją skończenia tematu.
   - Tak! Przecież już jutro wyjeżdżamy na ferie świąteczne! - warknęła szatynka ciskając w swoją przyjaciółkę poduszkę z łóżka Lavender. Rowena złapała ją i odrzuciła na miejsce, po czym położyła się na łóżku Stephanie.
   - Zostanę w Hogwarcie. - powiedziała wzdychając - nie mogę jechać teraz do domu. Po śmierci taty... nie potrafię. Muszę się z tym oswoić.
   - Weź mnie nie denerwuj - warknęła i usiadła gwałtownie obok Gryfonki - pojedziesz do mnie!
   - Dziękuję. Stef... ja dziękuję za wszystko, ale.. zrozum. Poradzę sobie. - próbowała przekonać dziewczynę.
   - Niech będzie. - odpuściła w końcu - ale piszesz do mnie codziennie! Słyszysz? codziennie!
 

□■□
Witam serdecznie!
To znowu ja, po dość długiej przerwie. Przepraszam, że tak długo zwlekałam na dodanie rozdziału, ale na brak weny nie mogę nic poradzić :/ Rozdział 6. Może będzie jeszcze w tym tygodniu - Ponieważ jest prawie skończony, lecz to zależy od waszych komentarzy :) 
Liczę, że się podobało :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz