"Cierpienia nie wybierasz ono spada na ciebie. "
-Dorota Terakowska – "Tam gdzie spadają Anioły"
°°°
Szedł przez ciemny las. Jego bladą twarz przysłaniał mrok. Nie dało się nie zauważyć, że czegoś się bał. Lub kogoś. Wytarł rękawem stróżkę krwi cieknącą z kącika ust. Ręka trzęsła mu się niemiłosiernie.
Jedyne o czym teraz myślał, to żeby się jej nic nie stało. Kochał ją i nie chciał stracić. Powoli zaczął biec. Coraz szybciej i szybciej, żeby tylko być teraz przy niej. Nie zdawał sobie żadnej sprawy z zadrapań przez gałęzie tylko brnął przed siebie.
W oddali zobaczył blask światła. Był już blisko. Przyspieszył. Opłacało mu się grać w Quidditcha zawodowo i po karierze dalej ćwiczyć. Omijał sprawnie różne dołki, gałęzie i innego rodzaju rzeczy. Dobiegł do dworku. Szybko znalazł się na schodach posiadłości i założył kilka silnych zaklęć ochronnych, po czym wszedł do domu.
Przedarł się przez hol, po czym wbiegł do salonu. Odetchnął z ulgą, kiedy ją zobaczył całą i zdrową. Kobieta odwróciła się w jego stronę. Widać było, że płakała. Jej niebieskie oczy były załatwione i lekko czerwone a w nich było widać jedynie smutek i troskę.
Jej ciemne włosy, układające się w miękkie fale, opadały na jej ramiona. Podeszła do niego i lekko przejechała swoimi drobnymi palcami po jego ranach na twarzy, tak czule i delikatnie, żeby go nie zranić. Złapał ją za talię i przysunął do siebie. Zbliżył się tak bardzo, że stykali się nosami.
- Kocham Cię - wyszeptał jej w usta a następnie pocałował ją czule. Trwali tak beztrosko, jakby tak naprawdę nic się nie działo. Oddawali pocałunki, jakby miał się skończyć świat, chociaż i to było całkiem możliwe.
- Ja też Cię kocham- odparła przerywając chwilę rozkoszy. - No chodź trzeba coś zrobić z tymi ranami.Po tych słowach udali się do kuchni. Zabrała różdżkę z ciemnego stołu i zaczęła oczyszczać jego rany i następnie pozbyła się wszystkich blizn i siniaków.
-Nie działo się tu nic podejrzanego? -zapytał - nikogo tu nie było?
- Wszystko jest w porządku - odpowiedziała spokojnie - Nikogo nie widziałam... Czy ty..?
- Tak - powiedział za nim ona dokończyła pytanie. Popatrzył przez okno. Zza lasu widać było różową poświatę. Odetchnął głęboko a w głowie dzięczało mu jedno pytanie: Co on narobił?
°°°
Pędził ile tchu przez białe korytarze. Mijał pacjentów, odwiedzających i uzdrowicieli. To już, to już!, powtarzał sobie w myślach. Zatrzymał się przed ogromnymi białymi drzwiami. Oddychał szybko. Uśmiech ukazywał białe zęby a rozwiane włosy sterczały w nieładzie we wszystkie strony.
Kilka minut później z sali wyszedł uzdrowiciel. Jego twarz była zaorana zmarszczkami, siwiejące włosy i pomarszczone ręce wskazywały na podeszły wiek i sądziły, że mógł posiadać wieloletnie wykształcenie. Widząc bruneta uśmiechnął się szczerze i wyciągnął dłoń. Zszokowany Black uścisnął rękę uzdrowicielowi.
- Gratuluję - rzekł - ma pan córkę.
Poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego ciele. Ma córkę. Zapytał się czy może juz znaleźć się przy żonie. Za pozwoleniem ruszył ku drzwiom. Trzymając rękę na klamce zatrzymał się na chwilę podsłuchując rozmowę.
- To cud - powiedział męski głos zapewnie należący do uzdrowiciela, z którym przed chwilą rozmawiał.
- Ale jak to możliwe?
- Nie wiem jak to się stało. Urodziła się martwa, ale kiedy matka wzięła ją w ręce nagle jakby się Przebudziła się pod wpływem matczynego dotyku! To jakiś cud! A jak otworzyła oczy! Takie oczy widzę po raz pierwszy w życiu!..
Dalej nie słuchał tylko chciał się znaleźć przy swojej rodzinie. Był w lekkim szoku i zdziwieniu, przez rozmowę, którą usłyszał.
Wchodząc do sali od razu zauważył swoją żonę. Na twarzy malowało jej się zmęczenie i szczęście. Kosmyki włosów wystających z jej koka przykleiły się jej do mokrej od potu twarz. Uśmiechnął się. Matka trzymała swoją córkę w ramionach. Usiadł na krześle obok łóżka i spojrzał na dziecko. Rude włoski kręcił się jej wokół głowy. Dziwnie, że tak małe dziecko ma tyle włosów. Żona spojrzała na niego zmartwionym wzrokiem. Pogłaskał małą po główce a ta pod ojcowskim dotykiem lekko się poruszyła i otworzyła oczy. Zamarł. Prawe oko było intensywnie niebieskie a lewe tak samo intensywnie zielone. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Widział, jakby przez ułamek sekundy w jej oczach rozpalił się jaskrawoniebieski ogień i tak jak szybko się pojawił z taką samą szybkością zniknął. Mała zamknęła oczka. Kilka chwil później juz spała. Już rozumiał zdziwienie starszego mężczyzny.
Zauważył, jak w oczach jego żony świecą się łzy. Nie mógł już nic poradzić.
- Rowena będzie sobie musiała jakość w życiu poradzić. - usłyszał głos w swojej głowie. Jego żona teraz wyglądała na przestraszoną. Zapewne też go usłyszała.
- Rowena będzie dzielna, zobaczysz - powiedziała tym samym dając znak, że nie chce rozmawiać.
Po jakieś godzinie czuwania przy małżonce wyszedł ze św. Munga, zaraz po tym jak zasnęła. W drodze do domu cały czas dzięczały mu w uszach słowa wróżby:
" Pallida facie, cum serenior nox atra erit mundus nasceretur lumina nocte puellam quae sunt diversa. Legends parum miraculi procuratrix habeat ortu et antequam id electus mortem tame .. fortis et ura sed invenient eam multis durum est, red house DISCIPULA eradamus fame et plus quam qui faciebat iniuriam seminabis saluti.Rufus si facies diuersa colore mutato et officia malo custodiat auxiliantur occulte, sed non solus ...
patiens et doloris. Amplectentur feret volnera mortem corporis. In acie, multi etiam alii boni vivat usque in finem mundi, in quo, quia nesciunt quid faciebat cunctis populis."*
°°°
Mała bawiła się razem z ojcem. Gonili się dookoła kanapy w salonie. Kiedy kobieta weszła do salonu pisnęła z wrażenia. Dziecko zmieniło kolor włosów na fioletowy!
- Amortencja! - zawołała. Poczekała chwilę, aż kobieta przyjdzie z kuchni i pokazała na dziewczynkę. - kolejny metamorfomag w rodzinie!
- Tak, tylko dziwnie, że dopiero teraz ten dar się ujawnił. - powiedziała matka dziecka patrząc z uśmiechem i dumą na swoje dziecko, jednak w oczach miała niepokój.. Przepowiednia się spełnia.
Przemyślenia przerwało troje dzieci, które dosłownie wpadło do salonu. Dziewczyna spadła między dwoma chłopakami. Wyglądali zabawnie.
- Dzieci, co wy najlepszego robicie? - Amortencja usłyszała głos swojej najlepszej przyjaciółki, Andromedy. Podbiegła do córki i pomogła jej wstać. Mała Rowena podbiegła do nadal leżących na ziemi chłopców i położyła się między nimi, gdzie jeszcze przed chwilą leżała Nimfadora. Dziewczynka śmiała się i wierciła. Kopała zawzięcie nóżkami i machała rączkami, aż chłopcy byli zmuszeni do oddalenia się trochę. Tworzyli razem śmieszny widok.
- Dora, Felix, Dominic, może jesteście głodni co? - zapytała Amortencja, zabierając chichoczące dziecko na ręce. Dzieci pobiegły do kuchni, gdzie jedli przekąski i czekoladowy tort urodzinowy.
°°°
Dom wydawał się być taki cichy i pusty bez dzieci biegających z pokoju do pokoju, bez głośnych rozmów i zaraźliwego śmiechu. Mała siedziała jeszcze w salonie i bawiła się lalkami. Mimo późnej godziny nie było po niej widać zmęczenia. Ah te dzieci. Czerpią tyle energii nie wiadomo skąd.
Amortencja sprzątała w domu a Alexander pilnował małej. Cicha była aż ogłuszająca. Miała źle przeczucia. Czuła zimno zła pełzającego gdzieś w pobliżu. Dobrze przeczuwała.
Usłyszała trzask a następnie skrzypnięcie otwieranych drzwi. Wbiegła zobaczyć co się dzieje i zamarła w pół kroku. Na wprost niej stał nie kto inny jak Czarny Pan w całej swej okazałości wraz ze swoimi wiernymi sługami. Cofnęła się o krok. Spojrzał na nią a jego usta wykrzywiły się w krzywym uśmiechu. Poczuła jak lodowate zimno przeszywa jej ciało. Bokiem zobaczyła jak z salonu wychodzi jej mąż z dzieckiem na rękach.
- Kto.. - zaczął, ale widząc kto zaszczycił ich obecnością Zamarł. Spojrzał na żonę i oddał dziecko w jej ręce. - Panie - zaczął, lecz Voldemort przerwał mu ruchem ręki.
-Daruj sobie te uprzejmości podszedł do kobiety oglądając dziecko. Widział w niej coś znajomego. Czuł, jakby ją znał. - Metamorfomag - szepnął kiedy zobaczył jak zmieniają się jej włosy z brązowych na różowe. - Przydałby się nam taki Śmierciożerca. Dobrze by się maskowała.
- Nie pozwolę - powiedziała mężnie Amortencja. Nie da skrzywdzić jej dziecka. Wiedziała jak to jest, w końcu sama była dawniej Śmierciożercą. Kobieta oddała dziecko w ręce męża. Wziął je na ręce nie wiedząc co się dzieje. Ona wiedziała. Widziała przyszłość.
- Grasz Gryfona? Taka mężna, waleczna. Aż mi się robi niedobrze. - wycelował różdżkę prosto w jej serce i wysłał pierwszy promień czerwonego światła. Nie zdążyła złapać za różdżkę i upadła. Czuła niewyobrażalny ból w cały ciele. Męki o dziwo skończyły się szybko.
- Powinnaś się zastanowić - wysyczał.
- Nigdy - odpowiedziała podnosząc głowę i patrząc mu wyzywająco w oczy. Kolejny promień. Ból przeszył jej ciało z podwójną siłą. Wiła się z bólu, ale nie pozwoliła sobie na krzyk. Próbowała powstrzymać łzy, ale same płynęły jej po policzkach. Kolejny, kolejny i kolejny.. W trakcie Raphael próbował ich powstrzymać, ale tylko zabrali mu dziecko i sami potraktowali go Cruciatusem a następnie uwięzili w niewidzialne sznury i kazali patrzyć, jak jego żona powoli umiera. Dziecko płakało na rękach nieznajomej osoby. Nie rozumiała za bardzo co się dzieje.
Matka leżała na ziemi wykończona mając nadzieję, że to już koniec. Spojrzała na córkę i powiedziała:
- Bądź silna skarbie.
Jej twarz wyrażała spokój. Umazana własną krwią, potem i łzami wyzioneła ducha. Umarła, bo tak musiało być. Teraz już nie będzie przy córce w najważniejszych momentach życia. Nie usłyszy w jej ustach już więcej słowa "mama". Wiedziała, że zrobiła to co każda matka by zrobiła. Oddała za nią życie.
Voldemort spojrzał na zwłoki, kopnął je sprawdzając czy rzeczywiście umarła i wziął dziecko w swoje ramiona. Przyłożył różdżkę do jej lewego przedramienia i wyszeptał kilka słów. Tam gdzie przyłożył różdżkę pojawiła się długa, czarna linia, która powoli formowała się w Mroczny Znak. Kiedy skończył spojrzał na jej zapłakaną twarz. Przyglądał się jej z zainteresowaniem. Gdzieś już ją widział. Dziecko spojrzało mu prosto w oczy. Mała nie bała się go ani trochę. Jej włosy przybrały rudą barwę, lewe oko z niebieskiego zrobiło się szmaragdowe a prawe zostało tak samo intensywnie niebieskie jak przedtem. Nie mógł uwierzył w to co widział. Ona mu tak bardzo ją przypominała. Nawet imię się zgadzało. Natłok wspomnień wkroczył do jego mrocznego umysłu. Wszystkie były z tych szczęśliwych lat, kiedy pewnej kobiecie udało się skraść serce samemu Tomowi Riddle'owi.
Otrząsnął się i położył dziecko na stosie poduszek. Śmierciożercy wyszli wcześniej z jej ojcem. Poczekał aż mała zaśnie, potem przykrył ją kocem i wyszedł. Może trzeba było nie zabijać jej matki, pomyślał, lecz zaraz skarcił się w duchu.
- Nie możesz się rozklejać Tom, jesteś teraz Panem, jesteś postrachem, czy nie tego chciałeś? - zapytał sam siebie a następnie teleportował się w nieznane nikomu miejsce.
°°°
Szła do posesji Blacków. Jak mogła zapomnieć różdżki? Karciła się za to w duchu, w końcu to podstawa, żeby w tych czasach mieć różdżkę! Ale dala by sobie głowę uciąć, że ja brała do domu! Zobaczyła zaświecone światła dworku. Poczuła ulgę, że nie będzie ich przynajmniej musiała budzić.
Zbliżając się coraz bliżej po domu czuła dziwne ciarki na plecach. Czuła, że coś jest nie tak. Weszła po marmurowych stopniach i zapukała trzy razy złotą koładką w kształcie smoka. Stała tam dość długo. Czekała i czekała w między czasie kilka razy pukając. W końcu postanowiła, że wejdzie. Złapała za lodowatą, również złotą klamkę. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Weszła do dużego holu i poszła w stronę kuchni, bo tam zapewne zostawiła swoją różdżkę.
Jednak po drodze zobaczyła, dlaczego nikt nie otwierał jej drzwi. Jej przyjaciółka leżała pod ścianą w kałuży krwi. Podbiegła do niej sprawdzając puls. Łudziła się, że zaraz wstanie i przywita ją tym promiennym uśmiechem. Złapała ją za lodowatą dłoń i zaczęła płakać. Klęczała nad zwłokami Amortencji, tej która miała małe dziecko i kolejne w drodze. Teraz nie tylko ona, ale również i ono umarło. A tak bardzo się cieszyły, że Rowena będzie miała rodzeństwo. Uniosła głowę. Rowena! Pobiegła do salonu. Zobaczyła jak mała spokojnie śpi zmieniając kolor włosów przez sen. Poszła do kuchni zabierając swoją różdżkę i następnie wezwała aurorów. Usiadła obok małej głaszcząc ją po główce.
- Nie martw się - powiedziała szeptem tak żeby nie zbudzić jej ze snu- zaopiekuję się Tobą.
°°°
* "Gdy noc nastanie czarna i wzejdzie blada twarz, na świecie tejże nocy urodzi się dziewczyna co różne oczy ma. Legendy mówią niewiele o cudzie jej narodzin, lecz jeszcze przed Wybrańcem, śmierć oswobodzi.. Dzielna i waleczna, choć spotka ją niejeden trud, czerwonego domu uczennica, zwalczy niejeden głód i dobro w złym zasieje. Rudowłosa, choć twarze ma różne, barwy zmienia i służbę złu dotrzyma, potajemnie dobru pomoże, ale nie ona jedyna...
Cierpienia i bólu dozna. Rany na ciele będzie nosić i śmierć ją powita. Życie w Bitwie wielu ludzi także odda dla dobra świata, w którym inni będą żyć po wieki, nie wiedząc co ona zrobiła dla wszystkich ludzi." - słowa przepowiedni po polsku :D
Witam !
Oto i Prolog, mojego pierwszego opowiadania ;)
Postanowiłam napisać takiego Harry'ego Pottera z innej perspektywy i trochę po mojemu (można tak powiedzieć xD)
Mam nadzieję, że się podoba :)
A i jeszcze jedno.. co do dodawania postów nie jestem pewna w jakich odstępach czasu będą się ukazywały rozdziały. . Raz na tydzień albo dwa (zależy )..
Lecz, jeżeli zobaczę zaangażowanie Was w komentarze, może będę dodawany rozdziały wcześniej :)
Zapraszam do komentowania !